wtorek, 24 września 2013
sobota, 9 marca 2013
Owładnięta ciemnością
Nareszcie miałam spokój. Rodzice
wyjechali na urodziny do koleżanki mamy z pracy, której nawet nie znam. Moja
rodzicielka uznała, że jestem jeszcze niepełnoletnia i powinnam zostać w domu,
ja sama nie chciałam jechać więc i tak w nim pozostałam bez żadnych protestów.
Chociaż czy przypadkiem nie powinnam być sama? Cóż, w tej chwili interesowała
mnie jedynie gorąca kąpiel i sen po męczącym dniu.
Zgarnęłam po drodze piżamę oraz ręcznik i udałam się do łazienki. Wchodząc zamknęłam za sobą drzwi z przyzwyczajenia. Po chwili odkręciłam kran , a ciepła woda zaczęła napływać do wanny. Z kolei ja w tym czasie rozebrałam się. W dalszej kolejności - odczekałam chwilkę, zakręciłam zawór, wzięłam żel, który wlałam do wody aby utworzyć pianę, później powoli weszłam do wanny. Usiadłam na samym środku i zaczęłam bawić się jak małe dziecko białą substancją, rozprowadzając ją po ciele. Kiedy skończyłam się wygłupiać zanurzyłam głowę. Gdy była już dostatecznie morka nałożyłam szampon i zaczęłam masować swoją mózgownicę. Jak tylko uznałam, że jest wystarczająco wymasowana sięgnęłam po słuchawkę od prysznica. Momentalnie gorąca woda zaczęła spływać po mnie. Mając zamknięte oczy instynktownie manewrowałam natryskiem wody. Gdy nagle usłyszałam szmer dochodzący z bliskiej odległości. Nieświadomie otworzyłam jedno oko, które zaczęło mnie szczypać, a przez rozmazany obraz ujrzałam...
Zgarnęłam po drodze piżamę oraz ręcznik i udałam się do łazienki. Wchodząc zamknęłam za sobą drzwi z przyzwyczajenia. Po chwili odkręciłam kran , a ciepła woda zaczęła napływać do wanny. Z kolei ja w tym czasie rozebrałam się. W dalszej kolejności - odczekałam chwilkę, zakręciłam zawór, wzięłam żel, który wlałam do wody aby utworzyć pianę, później powoli weszłam do wanny. Usiadłam na samym środku i zaczęłam bawić się jak małe dziecko białą substancją, rozprowadzając ją po ciele. Kiedy skończyłam się wygłupiać zanurzyłam głowę. Gdy była już dostatecznie morka nałożyłam szampon i zaczęłam masować swoją mózgownicę. Jak tylko uznałam, że jest wystarczająco wymasowana sięgnęłam po słuchawkę od prysznica. Momentalnie gorąca woda zaczęła spływać po mnie. Mając zamknięte oczy instynktownie manewrowałam natryskiem wody. Gdy nagle usłyszałam szmer dochodzący z bliskiej odległości. Nieświadomie otworzyłam jedno oko, które zaczęło mnie szczypać, a przez rozmazany obraz ujrzałam...
Czas dla mnie stanął w miejscu. Nie wiedziałam gdzie jestem, co robię i czy
jeszcze żyję. Wszędzie wokół panował mrok. Jedynie mój umysł funkcjonował dając
możliwość myślenia, która w tym momencie była zbędna. Wolałabym pozostać tępą
marionetką, która nigdy nie ma prawa głosu oraz możliwości rozważania nad swoim
losem.
Poczułam swoje ociężałe ciało, które
przechodziło prawdziwe katusze. Nie mogłam się ruszyć, a zbyt bałam się
otworzyć oczy, bałam się tego co ujrzę. Strach paraliżował mnie dodatkowo. Nie
wiedziałam ile byłam nieprzytomna i co się właściwie wydarzyło. Gdy nagle usłyszałam chrobot otwierających się
drzwi, a potem było słychać tylko zbliżające się kroki.
- Obudziłaś się? -dotarł do mnie damski głos, który podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody i automatycznie podniosłam ociężałe powieki oraz prędko przeszłam do pozycji siedzącej, lecz było to błędem, ponieważ fala bólu wstrząsnęła mym ciałem. Na mojej twarzy pojawił się grymas, który od razu zauważyła kobieta o bordowych włosach.
- Nie tak szybko, jeszcze nie wyzdrowiałaś.
- Kim jesteś i gdzie ja jestem? - pustym wzrokiem wodziłam po obcym pomieszczeniu.
- Twoim przyjacielem i jesteś u mnie w domu - odpowiedziała z uśmiechem.
- Twoim domu? Jak się tutaj znalazłam? - obserwowałam ją podejrzliwie.
- Stan w jakim cię znalazłam był bardzo ciężki i tak cudem jest to, że przeżyłaś.
Po tych słowach sięgnęłam dłonią w miejsce ugryzienia i w jednej chwili wszystko mi się przypomniało.
- Obudziłaś się? -dotarł do mnie damski głos, który podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody i automatycznie podniosłam ociężałe powieki oraz prędko przeszłam do pozycji siedzącej, lecz było to błędem, ponieważ fala bólu wstrząsnęła mym ciałem. Na mojej twarzy pojawił się grymas, który od razu zauważyła kobieta o bordowych włosach.
- Nie tak szybko, jeszcze nie wyzdrowiałaś.
- Kim jesteś i gdzie ja jestem? - pustym wzrokiem wodziłam po obcym pomieszczeniu.
- Twoim przyjacielem i jesteś u mnie w domu - odpowiedziała z uśmiechem.
- Twoim domu? Jak się tutaj znalazłam? - obserwowałam ją podejrzliwie.
- Stan w jakim cię znalazłam był bardzo ciężki i tak cudem jest to, że przeżyłaś.
Po tych słowach sięgnęłam dłonią w miejsce ugryzienia i w jednej chwili wszystko mi się przypomniało.
Zanim zareagowałam zostałam brutalnie złapana za włosy i pociągnięta do tyłu. Z mojej
dłoni wyślizgnęła się słuchawka, a z krtani zainicjował wydobywający się krzyk.
- Puść mnie! - wierzgałam nogami, a rękami próbowałam się oswobodzić. Niestety nie przyniosło to żadnych rezultatów, ponieważ silne dłonie powstrzymały mnie łapiąc za nadgarstki i przyciskając do ściany. Czując się bezsilna i upokorzona wykonałam silny ruch nogą, a piana wraz z wodą chlapnęła prosto na twarz osobnika. Ten jedynie się uśmiechnął, a zaraz potem ujrzałam obnażone kły. Natychmiast adrenalina zaczęła rosnąć we mnie szybciej. Z przerażeniem w oczach patrzyłam na mężczyznę, a moje krzyki odbijały się echem od ścian.
- Wszystkie jesteście za głośne - powiedział z poirytowaniem, a następnie nachylił się nade mną. Już po chwili poczułam ostre ukłucie w okolicach szyi. Po moim ciele przebiegł dreszcz bólu. Próbując wszelkich form ratunku szarpałam się, ale tym jedynie zadawałam sobie co raz większe cierpienie.
- Puść mnie! - wierzgałam nogami, a rękami próbowałam się oswobodzić. Niestety nie przyniosło to żadnych rezultatów, ponieważ silne dłonie powstrzymały mnie łapiąc za nadgarstki i przyciskając do ściany. Czując się bezsilna i upokorzona wykonałam silny ruch nogą, a piana wraz z wodą chlapnęła prosto na twarz osobnika. Ten jedynie się uśmiechnął, a zaraz potem ujrzałam obnażone kły. Natychmiast adrenalina zaczęła rosnąć we mnie szybciej. Z przerażeniem w oczach patrzyłam na mężczyznę, a moje krzyki odbijały się echem od ścian.
- Wszystkie jesteście za głośne - powiedział z poirytowaniem, a następnie nachylił się nade mną. Już po chwili poczułam ostre ukłucie w okolicach szyi. Po moim ciele przebiegł dreszcz bólu. Próbując wszelkich form ratunku szarpałam się, ale tym jedynie zadawałam sobie co raz większe cierpienie.
środa, 6 lutego 2013
Cień zmarłego
Był sobotni wieczór, słońce zachodziło mieniąc się w odcieniach czerwieni zostawiając za sobą tylko czarną pustkę. Tym właśnie była pospolita noc. Ja, ubrana również na czarno komponowałam się z całością. Stałam teraz nad skalną przepaścią. Szum morza z tej odległości dobiegał z zawrotną prędkością do moich uszu, a lekki powiew wiatru plątał moje długie, rozpuszczone blond włosy. W tym momencie wszystko zależało od jednego kroku. W przód albo w tył. Nie mogłam się zdecydować. Dlatego też tkwiłam w jednym miejscu, pozwalając, aby chłodne powietrze przedostawało się przez zwiewną odzież spoczywającą na moich barkach. Obserwowałam fale, które uderzały o stromą falezę.
Gdybym ja się tam znalazła... Wszystko wtedy stałoby się prostsze. Zakończyłabym swoją marną egzystencję i popadłabym w zapomnienie. Dlaczego więc mam problem z zrobieniem tego jednego czynu, który doprowadziłby mnie do śmierci? Wahanie jest oznaką słabości i niezdecydowania. Jednakże to znaczy, że coś trzyma mnie przy życiu?
- To niemożliwe - potrząsnęłam głową.
Nie miałam pojęcia ile godzin stałam i rozmyślałam nad swoim życiem. Dookoła zapanowała już kompletna ciemność. Nie było śladu po zachodzącej kuli światła. Księżyc świecił swoim jasnym blaskiem, który rzucał poświatę rozciągającą się wzdłuż całego zbiornika wodnego. Byłam oczarowana tym widokiem. W końcu pierwszy raz stoję o takiej porze całkiem sama. Całość wydawała się taka niezwykła, jak z jakiejś ekranizacji fantastycznej. Tyle gwiazd rozprzestrzeniających się na niebie. Każda świeciła mocno, niektóre pomrugiwały, jakby chciały zwrócić na siebie uwagę i powiedzieć "to ja jestem lepsza". Magiczne miejsce, idealne na zakończenie swojego istnienia.
Wzięłam kilka orzeźwiających wdechów morskiego powietrza, a następnie ruszyłam do przodu. Miałam już zrobić ten decydujący krok gdy nagle usłyszałam za sobą przerażający krzyk, który paraliżował samym wydobyciem się z ust. Moja noga zawisła w ostatnim momencie nad przepaścią, która mogła wydawać się otchłanią bez końca z najkoszmarniejszych snów. Instynktownie odwróciłam głowę i ujrzałam swoja przyjaciółkę. Jej twarz była napawana lękiem. Natomiast ciało drżało, a z oczu płynęły łzy.
- Nie możesz tego zrobić! - wypowiedziała to piskliwym głosem, który ogłaszał, że ma zamiar przerodzić się w histerię.
- Co ty tu w ogóle robisz, co?! - krzyknęłam i gwałtownie obróciłam się na pięcie w jej stronę.
- UWAŻAJ! - tyle zdołałam usłyszeć. Moja stopa poślizgnęła się na śliskiej powierzchni. Nie potrafiłam zapanować nad równowagą i całym swoim ciężarem runęłam do tyłu. Ostatnie co ujrzałam to Cynthię, która biegnie w moją stronę ze strachem objawiającym się w jej oczami. Strachem, który mówił, że zaraz straci wszystko. Niestety spóźniła się. Ja już spadałam w dół. Ani ja, ani ona nie mogłyśmy już nic zrobić. Moje ciało całkowicie odmawiało posłuszeństwa dlatego beztrosko zamknęłam oczy. To było jedyne, co mogę w tej chwili zrobić.
- Przepraszam - wydobył się z moich ust cichy szept. Z oddali usłyszałam jeszcze donośny wrzask.
- NIEEEEEEEEE!!
Ze świstem przeniknęłam przez taflę wody. Po wpadnięciu uderzyłam nogą o podłoże. Nieumyślnie otworzyłam wargi. Zapomniałam o powietrzu, które było niezbędne do życia. Do mojej buzi wleciała lodowata ciecz, a ból roznoszący się w mojej lewej nodze był nie do zniesienia. Zaczęłam się krztusić. Nie była mi nawet dana chwila do zastanowienia, ponieważ woda napierała z niewyobrażalna mocą. Działo się to w błyskawicznym tempie, gdyż z kolejnymi uderzeniami fal czułam jak moje bezwładne ciało uderza o skały, aż w końcu z nadmiaru cierpienia oraz z braku sił straciłam przytomność. Wokół panowała roztaczająca się w nieskończona ciemność, a potem nastała już tylko cisza...
poniedziałek, 4 lutego 2013
Wampirze oczy internatu cz.4
Minęło już kilka
dni odkąd jestem w szpitalu. Lekarze nie odkryli wielkiego czyhającego na mnie
zagrożenia, ani żadnych podejrzanych zmian w moim organizmie. Jednym zdaniem:
byłam zdrowa jak ryba. Więc tak się zastanawiam.. Po co ta cała szopka? No
tak.. Ich "niby" obowiązek. W
ciągu zaledwie tych trzech dni nic się nie działo. Nie widziałam
wszystko-wiedzącej-blondi. Nawet to dobrze. Mam nadzieję, że już jej nie
spotkam. Lekarz poinformował moich rodziców, że ma zamiar wypisać mnie za cztery dni.
Myśli, że jeszcze coś odkryje. Moim zdaniem to on może wybadać krasnoludki w
ogródku sąsiadki. Przez to wszystko narzuca mi się jedno pytanie. Dlaczego w
poniedziałek na samo zaczęcie tygodnia szkolnego? Przecież każdy nienawidzi
PONIEDZIAŁKÓW! Tak samo jak i ja.... Ale
kogo to tam obchodzi? Nikogo. Natomiast Mery odwiedza mnie codziennie. Dostaję od niej
dawki świeżych informacji ze świata szkoły oraz innych rzeczy z tym
związanych. Wiadomo. Jestem na językach każdego. Będę musiała
sprostać zadaniu nie popadania w depresję i dumnie iść przez korytarz tak jakby
nic się nie stało i być taką jak zawsze. Mieć w dupie wszystkich i wszystko.
Czwartek
Czwartek
Od rana byłam w
złym humorze, ponieważ na śniadanie dali jajko. Co oni sobie wyobrażają? Myśleli, że to zjem? Ha! Pewnie, że nie.
Dlatego tez obchód był zniecierpliwiony moją długa obecnością. No, ale ludzie
trochę zrozumienia. Odbyłam ciężką walkę z gotowanym jajkiem, które miało
ochotę mnie zabić samym swoim istnieniem. Wszystko byłoby idealnie jakby mnie
już stąd wypisali i każdy by się cieszył. Ja, lekarze, pielęgniarki... Cały
świat! Niestety po nieudolnej próbie
zamknięcia się w toalecie zostałam wyciągnięta na badania, a w tym na pobranie
krwi, którego mocno się bałam. Miałam ochotę krzyczeć w niebo głosy. Jednak bezwzględnie trzymałam język
za zębami i próbowałam nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Nie chciałam dać
satysfakcji innym, że nastolatka, która ma już 17 lat boi się igły. Twardo zniosłam ból, a następnie miałam
zamiar powędrować do swojego pokoju. Ciągnęłam swoje ciężkie nogi za sobą.
Wszystko było pięknie. W głowie miałam już ułożony plan dnia. Spotkać się z
przyjaciółka, odbyć rozmowę z rodzicami, a potem bez żadnych zmartwień leżeć,
spać i nic nie robić, ale w jednej chwili stało się to nierealne, ponieważ...
- ALICE!! Do jasnej cholery co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być w szkole?! - ta jednak na moje słowa uśmiechnęła się złośliwie.
- Tak witasz swoją koleżankę, która martwi się o ciebie? - wydęła usta.
- Aaa... - kiwnęłam głową aby rozważyć tę kwestię. Po sekundzie stwierdziłam jedno. Ona takiego słowa jak "martwić się" nie posiada w swoim słowniku.
- Nie cieszysz się, że cię odwiedziłam? - powiedziała to zbyt przesłodzonym tonem głosu.
- Och.. tak cieszę się. Mam ochotę cię uściskać i skakać do góry z radości - powiedziałam ironicznie. Ona jednak zrozumiała to inaczej.
- Więc na co czekasz? - zbliżyła się do mnie i już rozprostowywała ramiona aby mnie dosięgnąć. Były one coraz bliżej. Pot oblewał moje wyczerpane ciało. Rozszerzyłam oczy. Ja nie chcę!
- Odejdź! - natychmiastowo odskoczyłam do tyłu i w obronie wystawiłam ręce do przodu, żeby mnie tak łatwo nie dosięgnęła. Uff... mało brakowało... Odetchnęłam z ulgą.
- Przecież żartowałam - zaczęła śmiać się z mojej reakcji. Ja tymczasem wykrzywiłam swoje usta w uśmiechu mówiącym "zabije cię".
- Taa... - przewróciłam oczami.
- To co u ciebie?
- Noo.. Żyje mi się tu jak w raju . Poza tym to ty lekcji nie masz przypadkiem? - wlepiłam w nią wzrok.
- Dzisiaj się zwolniłam, bo musiałam iść do dentysty. Wiesz na resztę lekcji nie ma co już iść - machnęła ręką.
- Masz rację - w tej sprawie zgadzałam się z nią stu procentowo.
- Poza tym jak to się stało, że jesteś w szpitalu? Coś ci dolega?
- Nie twoja sprawa - warknęłam.
- Nie denerwuj się tak - przykleiła sobie do twarzy fałszywy uśmieszek - A schodząc na inny temat myślę, że na bank nie możesz doczekać się spotkania z naszym nowym chłopaczkiem - to było bez wątpienia stwierdzenie. Ciekawe na jakiej podstawie..
- Wiesz.. on mnie w ogóle nie interesuję - prychnęłam.
- Tak, tak. Ja wiem swoje. Mnie nie okłamiesz - mrugnęła porozumiewawczo.
- Jaaaaaaasne.. - gdyby się dało przeciągnęłabym te "a" na koniec świata.
- Wiesz wypytuje się o ciebie. Wiedziałam, że musi być coś na rzeczy. Pochodzicie z tej samej miejsco...
- Jak ci się podoba to mu to powiedz - przerwałam jej. Alice usłyszawszy moje słowa zapowietrzyła się. Wiedziałam, że się w nim podkochuje. To takie oczywiste.
- Ja tylko próbuję przedstawić ci sytuację - odpowiedziała na swoja obronę.
- Dobra daj sobie spokój. Jak ci się podoba to bierz go sobie, a mnie w to nie wplątuj - na te słowa oczy jej zaiskrzyły - Mówiłam ci, że nic nie wiem. Jak chcesz się dowiedzieć czegoś to zapytaj się jego samego, a nie mnie..
- Musiałam się upewnić - cmoknęła i uśmiechnęła się triumfalnie. Spojrzała na zegarek, który był usadowiony na jej lewym nadgarstku.
- Wybacz, ale muszę się już zbierać. To pa. Do następnego razu - rzekła zadowolona, a następnie pochyliła sie nade mną. Wiedziałam co chce zrobić. Dać buziaka na pożegnanie. Mimowolnie odepchnęłam ją od siebie.
- Bez takich mi tu - zagroziłam - i pa - Odwróciła się zarzucając swoje długie, brązowe włosy do tyłu by potem ruszyć tanecznym krokiem w stronę wyjścia. Przez jakiś czas sterczałam w miejscu i przyglądałam się jak odchodzi. Wzruszyłam ramionami. Otworzyłam drzwi do swojej sypialni. Podeszłam do okna przy którym zatrzymałam się. Odsunęłam firany jedną dłonią. Zaczęłam przyglądać się krajobrazowi. Jesień jest taka piękna. Te czerwono-złociste liście, które spadały z drzew tworząc rozmaitą mozaikę. Leciutki powiew ostrego wiatru pobudzającego umysł. Wszystko było takie wspaniałe. Wpatrywałam się jak oczarowana w ten pejzaż.
- Nie zapomnij odnieść kubka - wzdrygnęłam się i migiem odwróciłam głowę w stronę dochodzącego dźwięku. Nawet nie usłyszałam kiedy weszła pielęgniarka. Musiała przerwać mi ten stan ekscytacji? Wszystko zepsuła. Byłam zniesmaczona tą sytuacją.
- Oczywiście - wycedziłam przez zęby. Położona wyszła nie zamykając za sobą drzwi. Może ja mam to zrobić? Zbliżyłam się do nich szybkim krokiem by kopniakiem szczelnie je zamknąć. Po pomieszczeniu rozprzestrzenił się donośny odgłos. Ten hałas usłyszałaby nawet głucha babcia z pietra niżej. Cała rozgniewana opadłam na łóżko. Co za wkurzający ludzie! Zero manier i tacy tu pracują? Wzięłam kilka głębokich wdechów. Musiałam doprowadzić się do porządku i dać sobie spokój. W końcu Mery miała przyjść za kilka godzin, a nie chciałabym żeby zastała mnie w stanie kompletnego zdenerwowania. Przez ówczesne wydarzenia nie umiem poradzić sobie z nadmiarem emocji.
- ALICE!! Do jasnej cholery co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być w szkole?! - ta jednak na moje słowa uśmiechnęła się złośliwie.
- Tak witasz swoją koleżankę, która martwi się o ciebie? - wydęła usta.
- Aaa... - kiwnęłam głową aby rozważyć tę kwestię. Po sekundzie stwierdziłam jedno. Ona takiego słowa jak "martwić się" nie posiada w swoim słowniku.
- Nie cieszysz się, że cię odwiedziłam? - powiedziała to zbyt przesłodzonym tonem głosu.
- Och.. tak cieszę się. Mam ochotę cię uściskać i skakać do góry z radości - powiedziałam ironicznie. Ona jednak zrozumiała to inaczej.
- Więc na co czekasz? - zbliżyła się do mnie i już rozprostowywała ramiona aby mnie dosięgnąć. Były one coraz bliżej. Pot oblewał moje wyczerpane ciało. Rozszerzyłam oczy. Ja nie chcę!
- Odejdź! - natychmiastowo odskoczyłam do tyłu i w obronie wystawiłam ręce do przodu, żeby mnie tak łatwo nie dosięgnęła. Uff... mało brakowało... Odetchnęłam z ulgą.
- Przecież żartowałam - zaczęła śmiać się z mojej reakcji. Ja tymczasem wykrzywiłam swoje usta w uśmiechu mówiącym "zabije cię".
- Taa... - przewróciłam oczami.
- To co u ciebie?
- Noo.. Żyje mi się tu jak w raju . Poza tym to ty lekcji nie masz przypadkiem? - wlepiłam w nią wzrok.
- Dzisiaj się zwolniłam, bo musiałam iść do dentysty. Wiesz na resztę lekcji nie ma co już iść - machnęła ręką.
- Masz rację - w tej sprawie zgadzałam się z nią stu procentowo.
- Poza tym jak to się stało, że jesteś w szpitalu? Coś ci dolega?
- Nie twoja sprawa - warknęłam.
- Nie denerwuj się tak - przykleiła sobie do twarzy fałszywy uśmieszek - A schodząc na inny temat myślę, że na bank nie możesz doczekać się spotkania z naszym nowym chłopaczkiem - to było bez wątpienia stwierdzenie. Ciekawe na jakiej podstawie..
- Wiesz.. on mnie w ogóle nie interesuję - prychnęłam.
- Tak, tak. Ja wiem swoje. Mnie nie okłamiesz - mrugnęła porozumiewawczo.
- Jaaaaaaasne.. - gdyby się dało przeciągnęłabym te "a" na koniec świata.
- Wiesz wypytuje się o ciebie. Wiedziałam, że musi być coś na rzeczy. Pochodzicie z tej samej miejsco...
- Jak ci się podoba to mu to powiedz - przerwałam jej. Alice usłyszawszy moje słowa zapowietrzyła się. Wiedziałam, że się w nim podkochuje. To takie oczywiste.
- Ja tylko próbuję przedstawić ci sytuację - odpowiedziała na swoja obronę.
- Dobra daj sobie spokój. Jak ci się podoba to bierz go sobie, a mnie w to nie wplątuj - na te słowa oczy jej zaiskrzyły - Mówiłam ci, że nic nie wiem. Jak chcesz się dowiedzieć czegoś to zapytaj się jego samego, a nie mnie..
- Musiałam się upewnić - cmoknęła i uśmiechnęła się triumfalnie. Spojrzała na zegarek, który był usadowiony na jej lewym nadgarstku.
- Wybacz, ale muszę się już zbierać. To pa. Do następnego razu - rzekła zadowolona, a następnie pochyliła sie nade mną. Wiedziałam co chce zrobić. Dać buziaka na pożegnanie. Mimowolnie odepchnęłam ją od siebie.
- Bez takich mi tu - zagroziłam - i pa - Odwróciła się zarzucając swoje długie, brązowe włosy do tyłu by potem ruszyć tanecznym krokiem w stronę wyjścia. Przez jakiś czas sterczałam w miejscu i przyglądałam się jak odchodzi. Wzruszyłam ramionami. Otworzyłam drzwi do swojej sypialni. Podeszłam do okna przy którym zatrzymałam się. Odsunęłam firany jedną dłonią. Zaczęłam przyglądać się krajobrazowi. Jesień jest taka piękna. Te czerwono-złociste liście, które spadały z drzew tworząc rozmaitą mozaikę. Leciutki powiew ostrego wiatru pobudzającego umysł. Wszystko było takie wspaniałe. Wpatrywałam się jak oczarowana w ten pejzaż.
- Nie zapomnij odnieść kubka - wzdrygnęłam się i migiem odwróciłam głowę w stronę dochodzącego dźwięku. Nawet nie usłyszałam kiedy weszła pielęgniarka. Musiała przerwać mi ten stan ekscytacji? Wszystko zepsuła. Byłam zniesmaczona tą sytuacją.
- Oczywiście - wycedziłam przez zęby. Położona wyszła nie zamykając za sobą drzwi. Może ja mam to zrobić? Zbliżyłam się do nich szybkim krokiem by kopniakiem szczelnie je zamknąć. Po pomieszczeniu rozprzestrzenił się donośny odgłos. Ten hałas usłyszałaby nawet głucha babcia z pietra niżej. Cała rozgniewana opadłam na łóżko. Co za wkurzający ludzie! Zero manier i tacy tu pracują? Wzięłam kilka głębokich wdechów. Musiałam doprowadzić się do porządku i dać sobie spokój. W końcu Mery miała przyjść za kilka godzin, a nie chciałabym żeby zastała mnie w stanie kompletnego zdenerwowania. Przez ówczesne wydarzenia nie umiem poradzić sobie z nadmiarem emocji.
W połowie mój rozkład dnia się spełnił, ponieważ mogłam spokojnie odpocząć. Zbliżała się już godzina
spotkania. Nareszcie.
- MEEEERY!! - wydałam z siebie okrzyk radości, a w drugiej kolejności rzuciłam się na swoją bratnią duszę, którą zauważyłam gdy wchodziła do mojego pokoju. Stałam przyklejona do niej. Ona natomiast zdezorientowana tą całą sytuacją tylko tkwiła w miejscu z osłupiającą miną. Takie zachowanie było u mnie nienormalne.
- Co się stało? - odsunęła mnie na odległość swoich ramion.
- Nie uwierzysz! - powiedział z udawanym płaczem - Alice tu była! - zaczęłam dramatyzować.
- Że coooo?! - jej zdziwienie było doprawdy komiczne.
- No mówię ci!
- Niemożliwe...
- .. a jednak - dokończyłam za nią.
- To czego chciała? - spojrzała na mnie podejrzliwie. Ja tylko parsknęłam śmiechem.
- Wiesz te jej kompleksy.. Chciała je trochę rozwiać.
- MEEEERY!! - wydałam z siebie okrzyk radości, a w drugiej kolejności rzuciłam się na swoją bratnią duszę, którą zauważyłam gdy wchodziła do mojego pokoju. Stałam przyklejona do niej. Ona natomiast zdezorientowana tą całą sytuacją tylko tkwiła w miejscu z osłupiającą miną. Takie zachowanie było u mnie nienormalne.
- Co się stało? - odsunęła mnie na odległość swoich ramion.
- Nie uwierzysz! - powiedział z udawanym płaczem - Alice tu była! - zaczęłam dramatyzować.
- Że coooo?! - jej zdziwienie było doprawdy komiczne.
- No mówię ci!
- Niemożliwe...
- .. a jednak - dokończyłam za nią.
- To czego chciała? - spojrzała na mnie podejrzliwie. Ja tylko parsknęłam śmiechem.
- Wiesz te jej kompleksy.. Chciała je trochę rozwiać.
Po odbytej rozmowie
z Mery mój humor wskoczył na wyższy level. Dzień skończył się bez żadnych atrakcji.
_
Obiecany wątek z Alice dla Luny Corn. ;D
+ kolejny rozdział nie mam pojęcia kiedy się pojawi. Pojawiły się małe komplikacje...
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Wampirze oczy internatu cz.3
Niedziela, popołudnie.
- Twój organizm jest mocno
osłabiony. Nie wiemy jeszcze z jakiej przyczyny zemdlałaś. Nic nie wskazuje na
to byś miała anemię - taką odpowiedź dał mi lekarz. Nie mogłam uwierzyć, że to
działo się naprawdę. Jak to "osłabiony"? Fakt, ostatnimi dniami dużo się
wydarzyło, ale to chyba nie przez stres? Wszystko robiło się coraz bardziej
skomplikowane. Jeszcze ten łańcuszek spoczywający na mojej szafce. Ten, który
dostałam od swojej matki na piętnaste urodziny. Skąd on go miał? Nie mówcie mi,
że wziął go wraz z moim telefonem... Miałam już dość tego wszystkiego. Muszę
się komuś wyżalić, bo coś czuję, że sama sobie nie poradzę. Jak to wszystko się
działo? Myślałam, że straciłam przytomność i ten mężczyzna był złudzeniem
wytworzonym przez mój mózg. Tak wmawiałam sobie gdy nie mogłam usnąć, ale rano
moje przekonania legły w gruzach, gdy po otwarciu szuflady zobaczyłam swój
wisiorek. Robiło się to wszystko coraz bardziej podejrzane. Już się nie bałam
jak za pierwszym razem. Teraz liczyło się tylko jedno. Dowiedzieć się całej
prawdy albo zwariować na dobre.
Leżałam na plecach z zamkniętymi
oczami, kiedy nagle moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi, w
których stała zmartwiona Mery. Weszła powoli z obawą o mnie. Pewnie myślała, że
ucięłam sobie drzemkę. Gdybym chociaż umiała zasnąć spokojnie..
- Przeszkadzam? - szepnęła.
- Nie musisz obchodzić się ze mną jak z jajkiem - spojrzałam na nią, a następnie przeszłam do pozycji siedzącej. - Tak właściwie to cieszę się, że przyszłaś. W samotności zapewne bym zwariowała.
- Miło to słyszeć. Przyniosłam coś dla ciebie - potrząsnęła reklamówką, której wcześniej nie zauważyłam.
- Co masz ?
- Coś co tygryski lubią najbardziej - wyciągnęła kilka batonów i dwa soki owocowe. Gdy to ujrzałam mój nastrój diametralnie się zmienił. Wzięłam do ręki snikersa. Po jego rozpakowaniu ugryzłam kawałek. Mała rzecz, a cieszy.
- Dzięki. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Dopiero na własnej skórze przekonałam się jakie jedzenie w szpitalach jest niedobre - mimowolnie się wzdrygnęłam na samą myśl o dzisiejszym śniadaniu.
- Szkoda tylko, że rodzice nie mogą mnie odwiedzić - powiedziałam ze smutkiem. Niestety dzielą nas za duże kilometry. Chociaż i tak od samego rana byłam bombardowana telefonami od matki. Dobrze, że wczoraj wieczorem Mery mi pożyczyła swoją komórkę. Nie wiem co bym bez niej zrobiła i jak bym wytłumaczyła zniknięcie swojej. Moim kolejnym pocieszeniem była druga karta SIM, którą miałam schowaną w piórniku.
- Za dwa tygodnie jedziesz do domu. To niedługo, powinnaś wytrzymać - dodawała mi otuchy.
- O ile dożyję.
- Co masz na myśli? - była najwyraźniej zaniepokojona moimi słowami.
- Bo muszę ci coś po.... - urwałam w połowie zdania, ponieważ usłyszałam rozkazujący głos, który do mnie mówił - Nie możesz jej tego powiedzieć! - moje oczy się rozszerzyły. Jak to.. gdzie.. skąd? Spojrzałam dezorientowana na towarzyszkę i nie zauważyłam zmian w jej zachowaniu, a to znaczyłoby, że ona tego nie słyszała.
- Coś się stało? - wystraszyła się trochę. Chyba przez moje zamieszanie, które w jej oczach musiało wyglądać nie na miejscu.
- N-nic takiego - pokręciłam przecząco głową. Dlaczego akurat teraz musiałam go znowu usłyszeć? Jaki był zakres jego możliwości prześladowania mnie, jeżeli nie chce abym komuś to mówiła? Dobrze, nie powiem. Nigdy nie wiadomo co ten psychopata znowu może wymyślić. Ostrożności nigdy dość. Jednak wizja zmagania się samej z kłopotami była strasznie bolesna. Zero wsparcia i porady od drugiej osoby. Nie mam wyboru. Odkryję sama jego prawdziwą osobowość, a także poznam motywy, które nim kierują.
- To co chciałaś powiedzieć?
- Zgłosiłaś zaginięcie mojego telefonu? - powiedziałam wymijająco. Musiałam zmienić temat, a to była dobra okazja zapytania się o moją zgubę.
- Ach, o to ci chodziło. Pewnie, że to zrobiłam. Dyrektor nieźle się wkurzył. No przecież to taki porządny internat - zaśmiała się - Powiedział, że podejmie odpowiednie kroki aby go odnaleźć w najgorszym wypadku...
- Dobra nie kończ - zrobiłam gest ręką, by przestała. Nie chciałam słyszeć o tym, że nigdy już go nie odzyskam. To było nie do pomyślenia! Oburzyłam się lekko. Chociaż zachowanie mojej przyjaciółki było dość dziwne. Co miała na myśli mówiąc "o to ci chodziło"? Przyglądałam się jej podejrzliwym wzrokiem. Czy ja o czymś tu przypadkiem nie wiem? Nie, cofnij. Znajduje się w takim położeniu, że nic nie wiem. Minęło parę dni, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Chcę już żyć normalnie, a jeszcze pomyśleć, że niedawno uważałam swoje życie za rutynę, która jest mi narzucana przez innych i chciałam aby wreszcie coś się wydarzyło. Teraz za taki tok myślenia uderzyłabym głową o ścianę.
- Jak tam chcesz - wzruszyła ramionami. - Tak w ogóle to czemu zachowujesz się.. tak jakby... dziwnie? - to pytanie zbiło mnie z tropu.
- A-ale o co ci chodzi?
- Od dwóch dni jesteś myślami gdzie indziej.
- Eee.. no to.. przez ten telefon - czy ja nauczę się kiedyś kłamać?
- Nie martw się takimi drobnostkami. Ważniejsze jest twoje zdrowie i jak coś leży ci na sercu to śmiało mi o tym powiedz, a zrobię co w moich siłach.
- Okej - zapewniłam ją.
- Przeszkadzam? - szepnęła.
- Nie musisz obchodzić się ze mną jak z jajkiem - spojrzałam na nią, a następnie przeszłam do pozycji siedzącej. - Tak właściwie to cieszę się, że przyszłaś. W samotności zapewne bym zwariowała.
- Miło to słyszeć. Przyniosłam coś dla ciebie - potrząsnęła reklamówką, której wcześniej nie zauważyłam.
- Co masz ?
- Coś co tygryski lubią najbardziej - wyciągnęła kilka batonów i dwa soki owocowe. Gdy to ujrzałam mój nastrój diametralnie się zmienił. Wzięłam do ręki snikersa. Po jego rozpakowaniu ugryzłam kawałek. Mała rzecz, a cieszy.
- Dzięki. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Dopiero na własnej skórze przekonałam się jakie jedzenie w szpitalach jest niedobre - mimowolnie się wzdrygnęłam na samą myśl o dzisiejszym śniadaniu.
- Szkoda tylko, że rodzice nie mogą mnie odwiedzić - powiedziałam ze smutkiem. Niestety dzielą nas za duże kilometry. Chociaż i tak od samego rana byłam bombardowana telefonami od matki. Dobrze, że wczoraj wieczorem Mery mi pożyczyła swoją komórkę. Nie wiem co bym bez niej zrobiła i jak bym wytłumaczyła zniknięcie swojej. Moim kolejnym pocieszeniem była druga karta SIM, którą miałam schowaną w piórniku.
- Za dwa tygodnie jedziesz do domu. To niedługo, powinnaś wytrzymać - dodawała mi otuchy.
- O ile dożyję.
- Co masz na myśli? - była najwyraźniej zaniepokojona moimi słowami.
- Bo muszę ci coś po.... - urwałam w połowie zdania, ponieważ usłyszałam rozkazujący głos, który do mnie mówił - Nie możesz jej tego powiedzieć! - moje oczy się rozszerzyły. Jak to.. gdzie.. skąd? Spojrzałam dezorientowana na towarzyszkę i nie zauważyłam zmian w jej zachowaniu, a to znaczyłoby, że ona tego nie słyszała.
- Coś się stało? - wystraszyła się trochę. Chyba przez moje zamieszanie, które w jej oczach musiało wyglądać nie na miejscu.
- N-nic takiego - pokręciłam przecząco głową. Dlaczego akurat teraz musiałam go znowu usłyszeć? Jaki był zakres jego możliwości prześladowania mnie, jeżeli nie chce abym komuś to mówiła? Dobrze, nie powiem. Nigdy nie wiadomo co ten psychopata znowu może wymyślić. Ostrożności nigdy dość. Jednak wizja zmagania się samej z kłopotami była strasznie bolesna. Zero wsparcia i porady od drugiej osoby. Nie mam wyboru. Odkryję sama jego prawdziwą osobowość, a także poznam motywy, które nim kierują.
- To co chciałaś powiedzieć?
- Zgłosiłaś zaginięcie mojego telefonu? - powiedziałam wymijająco. Musiałam zmienić temat, a to była dobra okazja zapytania się o moją zgubę.
- Ach, o to ci chodziło. Pewnie, że to zrobiłam. Dyrektor nieźle się wkurzył. No przecież to taki porządny internat - zaśmiała się - Powiedział, że podejmie odpowiednie kroki aby go odnaleźć w najgorszym wypadku...
- Dobra nie kończ - zrobiłam gest ręką, by przestała. Nie chciałam słyszeć o tym, że nigdy już go nie odzyskam. To było nie do pomyślenia! Oburzyłam się lekko. Chociaż zachowanie mojej przyjaciółki było dość dziwne. Co miała na myśli mówiąc "o to ci chodziło"? Przyglądałam się jej podejrzliwym wzrokiem. Czy ja o czymś tu przypadkiem nie wiem? Nie, cofnij. Znajduje się w takim położeniu, że nic nie wiem. Minęło parę dni, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Chcę już żyć normalnie, a jeszcze pomyśleć, że niedawno uważałam swoje życie za rutynę, która jest mi narzucana przez innych i chciałam aby wreszcie coś się wydarzyło. Teraz za taki tok myślenia uderzyłabym głową o ścianę.
- Jak tam chcesz - wzruszyła ramionami. - Tak w ogóle to czemu zachowujesz się.. tak jakby... dziwnie? - to pytanie zbiło mnie z tropu.
- A-ale o co ci chodzi?
- Od dwóch dni jesteś myślami gdzie indziej.
- Eee.. no to.. przez ten telefon - czy ja nauczę się kiedyś kłamać?
- Nie martw się takimi drobnostkami. Ważniejsze jest twoje zdrowie i jak coś leży ci na sercu to śmiało mi o tym powiedz, a zrobię co w moich siłach.
- Okej - zapewniłam ją.
Rozmawiałyśmy jeszcze z godzinkę.
Dowiedziałam się, że w internacie nieźle plotkują o mnie. Szczególnie Alice. Miss
roku w najszybszym roznoszeniu i wymyślaniu informacji. Tej to musiało się
nudzić. W końcu miała kolejną sensację. Ciekawe
co będzie jak wrócę do szkoły. Będę musiała się uzbroić w cierpliwość i
zainwestować w kilka ciętych ripost. Mery obiecała, że wszystkiego się
dyskretnie dowie abym mogła później wiedzieć na czym stoję i przed czym, a
raczej przed kim mam się bronić. W takich momentach dziękowałam całemu
światu, że przytrafiła mi się taka dobra przyjaciółka. Chociaż dzisiaj to ona
też zachowywała się dziwnie. Niektórych jej odchyłów nie umiałam wyjaśnić. Może
to ma związek z nowo przybyłym chłopakiem do szkoły. Może jej się podoba?
Po naszej długiej rozmowie
dziewczyna spojrzała na zegarek i uśmiechnęła się w dwuznaczny sposób.
- To ja już będę się zbierać. Lekcje same się nie zrobią - stanęła i zaczęła zmierzać w stronę drzwi. Gdy się przy nich znalazła, odwróciła się - To cześć - rzuciła. Ostatnie co ujrzałam to znowu ten uśmiech, później oddalająca się sylwetkę, by na końcu w zupełności stracić ją z pola widzenia. W tym momencie miałam ochotę wyskoczyć przez okno. Niestety kraty mi to uniemożliwiały. Więc złapałam się rękami za głowę, a następnie poczochrałam swoje włosy by potem przejechać dłońmi po całej długości twarzy. OSZALEJĘ! Za dużo przez mój mózg przebiegło informacji. Musze wszystko na spokojnie przemyśleć. Chciałabym już wrócić do tej szkoły niż tutaj leżeć. Wzięłam sok, a następnie upiłam łyk. W trakcie dalszego picia uświadomiłam coś sobie i o mało nie wyplułam całej cieczy znajdującej się w mojej buzi na podłogę. Że ja chcę do szkoły? Już mi się odechciało. Tam czeka mnie więcej przykrych niespodzianek. Tutaj bynajmniej mam spokój. W jakiś sposób, ale jest. Po odłożeniu kartonika od napoju przetarłam swoje ociężałe powieki. Widać do szczęścia potrzebny mi był jedynie sen. Ulokowałam się więc wygodnie na łóżku i przykryłam kołdrą, aż po sam czubek nosa. Po chwili odgłosy ludzi znajdujących się w szpitalu zaczęły być coraz cichsze. Zaczynałam odpływać, aż w końcu usnęłam.
- To ja już będę się zbierać. Lekcje same się nie zrobią - stanęła i zaczęła zmierzać w stronę drzwi. Gdy się przy nich znalazła, odwróciła się - To cześć - rzuciła. Ostatnie co ujrzałam to znowu ten uśmiech, później oddalająca się sylwetkę, by na końcu w zupełności stracić ją z pola widzenia. W tym momencie miałam ochotę wyskoczyć przez okno. Niestety kraty mi to uniemożliwiały. Więc złapałam się rękami za głowę, a następnie poczochrałam swoje włosy by potem przejechać dłońmi po całej długości twarzy. OSZALEJĘ! Za dużo przez mój mózg przebiegło informacji. Musze wszystko na spokojnie przemyśleć. Chciałabym już wrócić do tej szkoły niż tutaj leżeć. Wzięłam sok, a następnie upiłam łyk. W trakcie dalszego picia uświadomiłam coś sobie i o mało nie wyplułam całej cieczy znajdującej się w mojej buzi na podłogę. Że ja chcę do szkoły? Już mi się odechciało. Tam czeka mnie więcej przykrych niespodzianek. Tutaj bynajmniej mam spokój. W jakiś sposób, ale jest. Po odłożeniu kartonika od napoju przetarłam swoje ociężałe powieki. Widać do szczęścia potrzebny mi był jedynie sen. Ulokowałam się więc wygodnie na łóżku i przykryłam kołdrą, aż po sam czubek nosa. Po chwili odgłosy ludzi znajdujących się w szpitalu zaczęły być coraz cichsze. Zaczynałam odpływać, aż w końcu usnęłam.
Zapewne dobrze, że nie zauważyłam
osoby stojącej na korytarzu, która przyglądała mi się przenikliwym wzrokiem z
niecodziennym grymasem obrzydzenia na twarzy.
Wieczór
Obudziłam się z wielkim trudem, bo mój zamglony mózg odmawiał współpracy. Przetarłam zaspane oczy. Jakby coś to miało pomóc.. Sięgnęłam jedną ręką po zegarek i z mrużonymi oczami spojrzałam na godzinę. Osiemnasta pięćdziesiąt. Wyśmienicie jeszcze dziesięć minut do kolacji. Dobrze, że nie zaspałam. Rozciągnęłam się i mlasnęłam. Nienawidzę tego momentu gdy jestem zaspana. W takim stanie mogę ponownie wybrać się do krainy snów, dlatego też podniosłam swoje ociężałe ciało i szybkim ruchem zeszłam z łóżka, przy okazji potykając się. Schyliłam się po kapcie, które były gdzieś pod łóżkiem. Po odnalezieniu ich, nadal wyglądając jak zombie, udałam się na stołówkę. Pomieszczenie nie wzbudzało żadnych emocji. Zwykła biała tapeta przyklejona na ścianę z poodklejanymi naklejkami z Kubusiem Puchatkiem. Gdzieniegdzie stały kwiatki. Nic szczególnego. Stoły, krzesła i masa ludzi wokół. Podeszłam do jednego z okienek i odebrałam swój talerz, na którym znajdowały się gotowe kanapki.
- Fuj, szynka! - wymsknęło mi się na głos.
- Raczej powinno się jeść to co dają - usłyszałam za sobą damski głos. Obróciłam się i dostrzegłam pielęgniarkę, która przyglądała mi się jakbym na czole miała napisane "zwróć mi uwagę". Wredna baba. Nie będę spożywać wszystkiego co mi dają.
- No nie wiem - w moim głosie dało usłyszeć się ironie.
- Taka młoda, a już ma kompleksy - zaśmiała się kobieta w uroczych blond włosach. Ładny odcień to one mają, ale chyba nic poza tym. Taa.. Raczej oddziaływają na jej fale mózgowe, które wołają "jestem głupią blondynką".
- Co proszę? - kolejna osoba, która zaczyna działać mi na nerwy. Czy jej praca na tym polega? Zdecydowanie nie.
- Głucha nie jesteś - na jej twarzy zakwitł fałszywy uśmieszek - Lepiej coś zjedz, bo do rana jest dużo czasu - mrugnęła do mnie, a zaraz potem wyszła jak gdyby nigdy nic się nie stało. W mojej głowa zapaliła się czerwona lampka. Musze uważać na tego człowieka. Po zjedzeniu swojej porcji poszłam do swojego pokoju. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Grałam na telefonie, rysowałam w zeszycie, obserwowałam przez okno otoczenie na zewnątrz. Nuda...
Obudziłam się z wielkim trudem, bo mój zamglony mózg odmawiał współpracy. Przetarłam zaspane oczy. Jakby coś to miało pomóc.. Sięgnęłam jedną ręką po zegarek i z mrużonymi oczami spojrzałam na godzinę. Osiemnasta pięćdziesiąt. Wyśmienicie jeszcze dziesięć minut do kolacji. Dobrze, że nie zaspałam. Rozciągnęłam się i mlasnęłam. Nienawidzę tego momentu gdy jestem zaspana. W takim stanie mogę ponownie wybrać się do krainy snów, dlatego też podniosłam swoje ociężałe ciało i szybkim ruchem zeszłam z łóżka, przy okazji potykając się. Schyliłam się po kapcie, które były gdzieś pod łóżkiem. Po odnalezieniu ich, nadal wyglądając jak zombie, udałam się na stołówkę. Pomieszczenie nie wzbudzało żadnych emocji. Zwykła biała tapeta przyklejona na ścianę z poodklejanymi naklejkami z Kubusiem Puchatkiem. Gdzieniegdzie stały kwiatki. Nic szczególnego. Stoły, krzesła i masa ludzi wokół. Podeszłam do jednego z okienek i odebrałam swój talerz, na którym znajdowały się gotowe kanapki.
- Fuj, szynka! - wymsknęło mi się na głos.
- Raczej powinno się jeść to co dają - usłyszałam za sobą damski głos. Obróciłam się i dostrzegłam pielęgniarkę, która przyglądała mi się jakbym na czole miała napisane "zwróć mi uwagę". Wredna baba. Nie będę spożywać wszystkiego co mi dają.
- No nie wiem - w moim głosie dało usłyszeć się ironie.
- Taka młoda, a już ma kompleksy - zaśmiała się kobieta w uroczych blond włosach. Ładny odcień to one mają, ale chyba nic poza tym. Taa.. Raczej oddziaływają na jej fale mózgowe, które wołają "jestem głupią blondynką".
- Co proszę? - kolejna osoba, która zaczyna działać mi na nerwy. Czy jej praca na tym polega? Zdecydowanie nie.
- Głucha nie jesteś - na jej twarzy zakwitł fałszywy uśmieszek - Lepiej coś zjedz, bo do rana jest dużo czasu - mrugnęła do mnie, a zaraz potem wyszła jak gdyby nigdy nic się nie stało. W mojej głowa zapaliła się czerwona lampka. Musze uważać na tego człowieka. Po zjedzeniu swojej porcji poszłam do swojego pokoju. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Grałam na telefonie, rysowałam w zeszycie, obserwowałam przez okno otoczenie na zewnątrz. Nuda...
Właśnie zaczęła się cisza nocna. Ja
nadal niespokojna, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Próbowałam zasnąć, ale po
wielu próbach mój plan się nie powiódł, ponieważ od dobrych kilku godzin
leżałam z oczami otwartymi, skierowanymi do góry. Sufit w tym momencie wydawał
mi się bardziej interesujący niż wszystko inne. Chyba było błędem pójście spać
w dzień. Teraz mam z tym nie lada kłopot. Po bezsensownym tkwieniu w jednej
pozycji przewróciłam się na bok. Zerknęłam na zegarek.
- Już pierwsza w nocy - westchnęłam.
- Już pierwsza w nocy - westchnęłam.
W tej chwili Esnne nawet by nie
przyszło do głowy, że jej przyjaciółka po kryjomu wymknęła się z internatu, aby
podążyć na miejsce spotkania.
_____
Jest i 3 rozdział. Za bardzo to on mi się nie podoba, ale zresztą oceńcie sami.
Kolejny pojawi się w poniedziałek jak nie zabraknie nam weny.
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Wampirze oczy internatu cz.2
Sobota, rano.
Następnego ranka byłam mocno niewyspana.
Prawie całą noc spędziłam na myśleniu o tym co się mi przydarzyło. Bynajmniej
naukowo nie da się tego wyjaśnić. Zjawisko paranormalne? Sama nie wiem... I ten
zimny głos mówiący do mnie. Gdy o tym myślałam zaczynałam się panicznie bać. To
by wyjaśniało dlaczego leżę teraz w łóżku swojej przyjaciółki, a nie swoim. Biedna..
Przeze mnie wierciła się całą noc, a na dodatek musiała wcześniej wstać, by
załatwić swoje prywatne sprawy. Muszę jej to jakoś wynagrodzić.
Wyrzuciwszy z pamięci złe wspomnienia podniosłam się z łóżka i wykonałam
rutynowe czynności. Gdy byłam już w pełni przygotowana do wyjścia, zauważyłam
kolejny niepokojący sygnał. Nigdzie nie było mojego telefonu! - Jak to Możliwe?
- spytałam sama siebie na głos. Nie mogłam uwierzyć, że najcenniejsza rzecz w
moim życiu przepadła. Powinnam to zgłosić, czy może najpierw na spokojnie
poszukać? Nie umiałam racjonalnie myśleć. Jeżeli ktoś przeczyta te smsy to
będzie po mnie. Nie chciałam aby ktoś to zobaczył. To moja prywatność. Wściekła
zaczęłam przeszukiwać pokój. Po 15 minutach poszukiwań poddałam się i opadłam
bezsilna na łóżko. Jeżeli go tu nie ma to może oznaczać jedno. Osoba, która
wczoraj tutaj była musiała go zabrać. Zalała mnie fala smutku. Podniosłam się i
zrezygnowana wyszłam w poszukiwaniu przyjaciółki.
Pierwszym miejscem, które chciałam odwiedzić miał być pokój opiekunów. Szłam powoli przez długi korytarz. Gdy nagle zaczepiła mnie „koleżanka”, której z całego serca nie lubiłam, przez jej wredny charakter.
- To czego chcesz Alice? - nie miałam ochoty na żadne dyskusje z tym człowiekiem.
- No nie bądź taka sztywna - udała wielka obrażoną i spojrzała na mnie ciekawskim spojrzeniem. To nie wróżyło nic dobrego.
- Może mi jeszcze powiesz, że nic nie wiesz o tym nowym?
- Że kim? - spojrzałam na nią w osłupieniu. Czy ja kiedykolwiek zrozumiem o co jej chodzi?
- Podobno mieszka w tym samym mieście co ty. Jest taki śliczny - teatralnie przewróciła oczami - Oj nie bądź taka tajemnicza. Zdradź kilka szczegółów.
- Chciałabyś - prychnęłam, a następnie olałam ją doszczętnie i najzwyczajniej w świecie odwróciłam się do niej plecami i poszłam schodami w dół. Za sobą usłyszałam tylko ironiczny śmiech.
Pierwszym miejscem, które chciałam odwiedzić miał być pokój opiekunów. Szłam powoli przez długi korytarz. Gdy nagle zaczepiła mnie „koleżanka”, której z całego serca nie lubiłam, przez jej wredny charakter.
- To czego chcesz Alice? - nie miałam ochoty na żadne dyskusje z tym człowiekiem.
- No nie bądź taka sztywna - udała wielka obrażoną i spojrzała na mnie ciekawskim spojrzeniem. To nie wróżyło nic dobrego.
- Może mi jeszcze powiesz, że nic nie wiesz o tym nowym?
- Że kim? - spojrzałam na nią w osłupieniu. Czy ja kiedykolwiek zrozumiem o co jej chodzi?
- Podobno mieszka w tym samym mieście co ty. Jest taki śliczny - teatralnie przewróciła oczami - Oj nie bądź taka tajemnicza. Zdradź kilka szczegółów.
- Chciałabyś - prychnęłam, a następnie olałam ją doszczętnie i najzwyczajniej w świecie odwróciłam się do niej plecami i poszłam schodami w dół. Za sobą usłyszałam tylko ironiczny śmiech.
Jakiś nowy? Co miałby mnie on w tym
momencie obchodzić? Dla mnie liczy się jedno. Odnaleźć Mery i powiedzieć jej o
zaistniałej sytuacji. Poza tym dlaczego ta wredna jędza myślała, że coś o nim
wiem? To, że mieszka w tym samym mieście nie znaczy, że mam wiedzieć jakiego
koloru nosi bieliznę.
Pokręciłam głową i zapukałam do
drzwi, które od razu otworzyłam. W pomieszczeniu znajdowały się trzy nieznajome
dla mnie osoby. Poważny mężczyzna z okularami na nosie. Na pierwszy rzut oka
wyglądał na jakiegoś biznesmena. Ubrany był w garnitur. Jaki ważniak, osądziłam
go w myślach. Obok niego stała kobieta. Tapety to mogłaby mniej nałożyć, a ten
ubiór? Za krótka ta mini. Krytyka wytwarzana w mojej głowie zastała przerwana
gdy moją uwagę przykuł siedzący przy stoliku chłopak. Ha! A więc to o nim
mówiła. Rzeczywiście urody mu nie brakowało. Krótkie, kręcone, ciemne włosy,
które okalały jego twarz. Oczy w kolorze brązowym i ten uśmiech jaki zawitał na
jego twarzy. Nie, stop! Nie myśl o nim tak. Potrząsnęłam głową z
niedowierzaniem, przez co mogłam wydać się jakaś psychicznie chora. Szczerze? Nie
obchodziła mnie opinia tych rodziców i ich syna.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie, na co wszyscy odpowiedzieli mi chórem.
- O jak dobrze, że cię widzę Esnne - opiekunka przeszła od razu do rzeczy - Twoja przyjaciółka kazała ci przekazać, że chce się z tobą spotkać w parku. Masz do niej przedzwonić.
Gdy usłyszałam ostatnie słowa myślałam, że wybuchnę jak ten wulkan. Dobry żart.
- Ok - odpowiedziałam krótko i wyszłam. Ostatnie co uchwyciłam kątem oka to był chytry uśmiech tego nastolatka.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie, na co wszyscy odpowiedzieli mi chórem.
- O jak dobrze, że cię widzę Esnne - opiekunka przeszła od razu do rzeczy - Twoja przyjaciółka kazała ci przekazać, że chce się z tobą spotkać w parku. Masz do niej przedzwonić.
Gdy usłyszałam ostatnie słowa myślałam, że wybuchnę jak ten wulkan. Dobry żart.
- Ok - odpowiedziałam krótko i wyszłam. Ostatnie co uchwyciłam kątem oka to był chytry uśmiech tego nastolatka.
Dobra, nie mam jak zadzwonić. Może
jakoś ją znajdę. Żeby chociaż mi szczęście dopisało raz w tym dniu.
Szłam już dobre pół godziny. W parku
jej nie było, więc gdzie mogła być ? Jednak pech mnie nie opuszcza. Rozglądałam
się na boki. Może tam? Przeszłam obok sklepu z bielizną i udałam się do małej
restauracyjki. Zawsze twierdziłam, że tu podają najlepsze pizze. Zajrzałam
przez okno do środka i ujrzałam Mery, która właśnie się zajadała hamburgerem.
Jak zwykle musiała przy okazji się ubrudzić. Z wyglądu przypominała dorosłą
kobietę. Włosy ciemne jak ziemia, które sięgały do ramion. Ubierała się dość
schludnie. Swoim gustem powaliłby nie jednego stylistę. Jej imię należące
zarówno do królowych jak i żebraków, dość pospolite. Jednak jej wygląd i zachowanie
do typowych nie należało. Mimo słowiańskiego pochodzenia wyglądała mi na
Arabkę, gdyby nie jej niebieskie oczy. Według teorii Mery prawdziwi Arabowie
mają ciemne patrzałki. Jej charakter można opisać jednym zdaniem: chodząca kula
pozytywnej energii. Jeszcze chwilę się jej przyglądałam po czym na mojej twarzy
zakwitł uśmiech, a następnie weszłam do środka. To chyba jedyny moment w tym
dniu kiedy coś idzie po mojej myśli.
- Zgłodniało się? - zaszłam ja od tyłu, aż podskoczyła.
- Nie strasz mnie tak! Jeszcze się udławię - spiorunowała mnie wzrokiem.
- Sorki - usiadłam naprzeciwko niej - W ogóle to nie mogłam do ciebie zadzwonić, bo... jakby to powiedzieć.. zniknął mój telefon... Dobrze, że chociaż cię znalazłam.
- Jak to zniknął?! - swoim krzyknięciem zwróciła uwagę wszystkich ludzi siedzących wokół.
- Ale spokojnie, spokojnie.. - próbowałam ukryć swoją wściekłość - Przeszukałam cały pokój i nigdzie go nie zalazłam. Myślisz, że powinnam to zgłosić? - spytałam, chociaż znałam jej odpowiedź. Nawet gdybym nie chciała zmusiłaby mnie aby to zameldować.
- Oczywiście, że tak! Jak wrócimy to od razu pójdziemy to zrobić.
- Okej - westchnęłam. Czekał mnie długi dzień.
- Właśnie bym zapomniałam. Ty chciałaś się ze mną spotkać w parku, ale po co ? To ja bardziej pragnęłam spotkania - zdziwiłam się.
- Pomyślałam, żeby dzisiaj się jakoś rozerwać - wzięła ostatni kęs bułki do buzi.
- Pomyślałam tak samo - czy coś jeszcze mnie dzisiaj zadziwi? - Co proponujesz?
- Pójście do kina, na spacer do parku i inne takie... - ucieszyłam się słysząc to.
- Więc na co czekamy? - pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy w drogę. Ten dzień trzeba jakoś urozmaicić.
- Zgłodniało się? - zaszłam ja od tyłu, aż podskoczyła.
- Nie strasz mnie tak! Jeszcze się udławię - spiorunowała mnie wzrokiem.
- Sorki - usiadłam naprzeciwko niej - W ogóle to nie mogłam do ciebie zadzwonić, bo... jakby to powiedzieć.. zniknął mój telefon... Dobrze, że chociaż cię znalazłam.
- Jak to zniknął?! - swoim krzyknięciem zwróciła uwagę wszystkich ludzi siedzących wokół.
- Ale spokojnie, spokojnie.. - próbowałam ukryć swoją wściekłość - Przeszukałam cały pokój i nigdzie go nie zalazłam. Myślisz, że powinnam to zgłosić? - spytałam, chociaż znałam jej odpowiedź. Nawet gdybym nie chciała zmusiłaby mnie aby to zameldować.
- Oczywiście, że tak! Jak wrócimy to od razu pójdziemy to zrobić.
- Okej - westchnęłam. Czekał mnie długi dzień.
- Właśnie bym zapomniałam. Ty chciałaś się ze mną spotkać w parku, ale po co ? To ja bardziej pragnęłam spotkania - zdziwiłam się.
- Pomyślałam, żeby dzisiaj się jakoś rozerwać - wzięła ostatni kęs bułki do buzi.
- Pomyślałam tak samo - czy coś jeszcze mnie dzisiaj zadziwi? - Co proponujesz?
- Pójście do kina, na spacer do parku i inne takie... - ucieszyłam się słysząc to.
- Więc na co czekamy? - pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy w drogę. Ten dzień trzeba jakoś urozmaicić.
Wymknięcie się z internatu to
najmniejsza przeszkoda na jaką mógłbym natrafić. Ominięcie tabunu uczniów było
drobnostką, zwłaszcza kiedy używało się dachów i drzew jak zwykłego chodnika.
Ostry zapach jej perfum zwiódł mnie w samo centrum pobliskiego miasta, gdzie
przystanąwszy na jednym z wysokich budynków mogłem ją obserwować niezauważony.
Panorama miasta prezentowała się dziś wyjątkowo olśniewająco, ze słońcem
odbijającym się w każdym z okien. Na ulicach panował ruch, charakterystyczny
dla tej pory dnia. Ludzie spieszyli się - zawsze to robią. Jest to jedna z ich
cech, której nie tłumaczy nawet zbyt krótkie życie. Czy nie lepiej kosztować
każdą chwilę, by móc potem lepiej ją wspominać? Widać nie. Przyglądając się tak
tym maleńkim istotą, pełzającym jak robaki kilkaset metrów pode mną, zdałem
sobie sprawę jak krucha istotą jest Esnne. Ta myśl spłynęła na mnie chyba przez
zupełny przypadek, nagle i nieoczekiwanie, jednak było w niej tyle słuszności,
że zignorowanie jej byłoby błędem. Jest przecież człowiekiem. Odruchowo
sięgnąłem do kieszeni spodni. Był tam. Wyciągnąłem wisiorek, zaiskrzył
rozkosznie w świetle słońca. Ten niewielki błękitny brylancik był zupełnie jak
oczy mojej wybranki. Na pozór chłodny, ale wystarczy odrobina słonecznego
światła by zabłysnął wszystkimi barwami tęczy. Uśmiechając się do swoich myśli
pochwyciłem jej głos. Śmiał się z czegoś raptem ulice dalej. Nie zdążywszy
mrugnąć choćby okiem stałem już na drugiej krawędzi budynku patrząc w dół bez
żadnego lęku. Była z przyjaciółką. Siedziały przy stoliku w niedużej restauracji.
Przysiadłem z powrotem na krawędzi spuszczając swobodnie nogi. Nie wiem jak
śmiertelnicy mogą bać się wysokości, dla mnie ona jest... fascynująca. Oni
chyba zbyt często mylą strach z atrakcyjnością niektórych przedsięwzięć. Nie
minęła długa chwila, a one niestrudzenie wstały i ruszyły przed siebie w głąb
miasta. Ruszyłem za nimi, jeszcze sobie coś zrobią, znając współczesne
nastolatki. Szły niespiesznie, raz po raz wchodząc do jakiegoś sklepu by zaraz
z niego wyjść, bądź zatrzymywały się przy witrynie jakiegoś budynku by go
skomentować. Przez prawie resztę dnia nic się nie działo. Widać Esnne i bodajże
Mery, miały spędzić wspólnie dzień na...niczym. Bolał mnie trochę fakt, że nie
wie kim jestem, ale to tylko kwestia czasu. Potem... potem będzie już tylko
moja. Znowu zapragnąłem ją mieć przy sobie. Jednak ostatnim razem była
kompletnie przerażona. Widząc jak jestem po za nawiasem jej życia, pragnąłem
jej krwi jeszcze bardziej. Jej ciepłej skóry, miękkich włosów. Wszytko to mnie
do niej ciągnęło. Trochę jak lep na muchy...choć o wiele lepszym porównaniem
byłyby tutaj pszczoły i miód. Im dłużej tak na nią patrzyłem tym bardziej
wzbierała we mnie żądza. Potęgował to jej wisiorek, mała niewielka jej cząstka,
która miała mi ją zastępować. Wiedziony głębokim uczuciem pożądania, poszedłem
za nią. Szła jakby nigdy nic raptem parę metrów ode mnie.
Niespodziewanie stanąłem. Wyciągnąłem naszyjnik. On mi nie pomaga , a wprowadzał nieprzewidziany zamęt. Chciałem po prostu wsunąć go w jej kieszeń, zniknąłbym zanim zdążyłaby się obrócić. Kiedy podszedłem, cała historia się powtórzyła.
Niespodziewanie stanąłem. Wyciągnąłem naszyjnik. On mi nie pomaga , a wprowadzał nieprzewidziany zamęt. Chciałem po prostu wsunąć go w jej kieszeń, zniknąłbym zanim zdążyłaby się obrócić. Kiedy podszedłem, cała historia się powtórzyła.
Szłyśmy wąska uliczką. Niestety byłyśmy
na nią skazane, by nie spóźnić się do internatu. Dostałybyśmy zapewne jakaś
kare. Nie chciałyśmy. Dlatego też Mery przyspieszyła tempo.
- Ja naprawdę staram się szybko iść, ale proszę zwolnijmy - wyjęczałam i przystanęłam. W tym momencie nie zdawałam sobie sprawy, że to był mój błąd. Przed moimi oczami ukazał się rozmyty obraz mojej przyjaciółki. Widziałam jej ruch ust, ale słowa do mnie już nie dotarły. Wokół mnie zapanowała ciemność. - O nie - pomyślałam spanikowana. Znowu ta przerażająca ciemność, która wprowadzała w stan obłąkania. Zaczęłam rozglądać się na boki. Jeszcze raz nasuwało mi się to samo pytanie co zeszłej nocy. Gdzie ja jestem? To jakieś Deja vu? Chaos ogarniał mnie od wewnątrz. Obróciłam się o 180 stopni.
- Szukasz czegoś?- wzdrygnęłam się słysząc znajomy głos. W tym momencie zapragnęłam aby się to wszystko skończyło. Ten koszmar. Wyczuwałam to. On był coraz bliżej! - Kim jesteś? - krzyknęłam będąc cała sfrustrowana. W odpowiedzi usłyszałam jedynie drwiący śmiech. Po chwili pochwyciłam jeszcze jeden dźwięk, którego na początku nie rozpoznałam, ale w mgnieniu oka zorientowałam się, że pod moje nogi został rzucony łańcuszek. Delikatnie go podniosłam i obróciłam w rękach. Wydawał się znajomy. Podejrzanie znajomy i wtedy to nastąpiło. Obudziłam się i łapczywie nabrałam powietrza do płuc. Oślepiło mnie światło, które było na mnie rzucane przez jakiś pojazd. Byłam zdezorientowana tą całą sytuacją. Leżałam na czymś miękkim, kilka osób kręciło się obok mnie. Po ich stroju mogłam stwierdzić jedno. Przyjechało do mnie pogotowie. Dotarła do mnie kolejna informacja. Leżałam na noszach, na których zostałam wniesiona do karetki. Co tu się do cholery działo? Gwałtownie się podniosłam i chciałam wstać, ale zostałam powstrzymana.
- Pojedziesz z nami - usłyszałam od jednego z mężczyzn. Dopiero teraz doszedł do mnie szloch mojej przyjaciółki.
- C-co się tutaj stało? - ledwo wyjąkałam te słowa. Byłam przerażona niewiedzą.
- Ja naprawdę staram się szybko iść, ale proszę zwolnijmy - wyjęczałam i przystanęłam. W tym momencie nie zdawałam sobie sprawy, że to był mój błąd. Przed moimi oczami ukazał się rozmyty obraz mojej przyjaciółki. Widziałam jej ruch ust, ale słowa do mnie już nie dotarły. Wokół mnie zapanowała ciemność. - O nie - pomyślałam spanikowana. Znowu ta przerażająca ciemność, która wprowadzała w stan obłąkania. Zaczęłam rozglądać się na boki. Jeszcze raz nasuwało mi się to samo pytanie co zeszłej nocy. Gdzie ja jestem? To jakieś Deja vu? Chaos ogarniał mnie od wewnątrz. Obróciłam się o 180 stopni.
- Szukasz czegoś?- wzdrygnęłam się słysząc znajomy głos. W tym momencie zapragnęłam aby się to wszystko skończyło. Ten koszmar. Wyczuwałam to. On był coraz bliżej! - Kim jesteś? - krzyknęłam będąc cała sfrustrowana. W odpowiedzi usłyszałam jedynie drwiący śmiech. Po chwili pochwyciłam jeszcze jeden dźwięk, którego na początku nie rozpoznałam, ale w mgnieniu oka zorientowałam się, że pod moje nogi został rzucony łańcuszek. Delikatnie go podniosłam i obróciłam w rękach. Wydawał się znajomy. Podejrzanie znajomy i wtedy to nastąpiło. Obudziłam się i łapczywie nabrałam powietrza do płuc. Oślepiło mnie światło, które było na mnie rzucane przez jakiś pojazd. Byłam zdezorientowana tą całą sytuacją. Leżałam na czymś miękkim, kilka osób kręciło się obok mnie. Po ich stroju mogłam stwierdzić jedno. Przyjechało do mnie pogotowie. Dotarła do mnie kolejna informacja. Leżałam na noszach, na których zostałam wniesiona do karetki. Co tu się do cholery działo? Gwałtownie się podniosłam i chciałam wstać, ale zostałam powstrzymana.
- Pojedziesz z nami - usłyszałam od jednego z mężczyzn. Dopiero teraz doszedł do mnie szloch mojej przyjaciółki.
- C-co się tutaj stało? - ledwo wyjąkałam te słowa. Byłam przerażona niewiedzą.
___
Druga notka za nami.
3 rozdział jeszcze nie wiem kiedy się pojawi.
Za tydzień ? Może dłużej ? Zależy od weny. ^^
środa, 16 stycznia 2013
Wampirze oczy internatu cz.1
Na początek.
Blog prowadzą dwie osoby.
Esnne i Noemi
Jest to nasz pierwszy taki blog. Więc proszę o wyrozumiałość.
Miałabym jeszcze jedną prośbę. Piszcie co wam się nie podoba i uzasadnijcie dlaczego. Wasze uwagi przydadzą się przy pisaniu. :)
Miłego czytania. :)
_____________
Jestem zwykłą
licealistką, która mieszka w internacie. Osobą otwartą na ludzi. Czasem agresywną,
ale chyba każdy człowiek tak ma, gdy zdenerwuje się go do granic możliwości,
ale do rzeczy.
Wszystko
wydarzyło się tamtej nocy. Była ona dla mnie koszmarem, jakiego nie chciałam
już zaznać.
Piątek, wieczór.
- Jestem
spóźniona - skarciłam się w duchu i pobiegłam do swojego pokoju, w którym
zostawiłam śpiewnik. Wbiegłam do sypialni, zatrzasnęłam za sobą drzwi i
automatyczne chciałam zapalić światło. Tylko coś tu nie grało.. Dlaczego w tym
pomieszczeniu nie ma przełącznika? Nagle moje serce zaczęło szybko bić. Bałam
się. Czyżbym pomyliłam pomieszczenia? Dla pewności przejechałam ręką po drugiej stronie ściany i zauważyłam coś dziwnego. Nie było klamki od drzwi! Jak to
możliwe? Zaczęłam panikować. Moje serce biło coraz szybciej. Postanowiłam poszukać jakiegoś źródła
światła. Ta ciemność wprowadzała mnie w obłęd i wtedy zobaczyłam to, czego
potem żałowałam, a mianowicie świecące w mroku oczy. Były skierowane na mnie.
To nie mogła być prawda. Ja śnię! Dla pewności mrugnęłam, a w pokoju nie było
już tych przerażających oczu. A jednak, pomyślałam i dodałam sobie otuchy sądząc,
że to tylko złudzenie. Bynajmniej tak mi się zdawało, bo zaraz potem poczułam
czyjś oddech na swojej szyi. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Myślałam, że
zaraz wyskoczy. Stałam cała sparaliżowana. Słowa, które potem usłyszałam były
przesiąknięte irytacją. - Może się zabawimy? - szepnął mi do ucha męski głos.
Zdecydowałam się! Odwróciłam szybko głowę i spotkało mnie kolejne zaskoczenie.
Przed moimi oczyma znajdowały się drzwi, a całe pomieszczenie było
rozświetlone. Rozejrzałam się w panice i stwierdziłam jedno. Byłam w swoim
pokoju. Bez zastanowienia wzięłam śpiewnik, który leżał na stoliku przy oknie i
wybiegłam jak najszybciej na korytarz, a następnie skierowałam się w stronę
dużej świetlicy.
Znowu
spóźniłam się na chór. Postanowiłam nie myśleć o tym zdarzeniu. W pośpiechu
zajęłam swoje miejsce i zaczęłam wydobywać z siebie dźwięki, które
prawdopodobnie miały być śpiewem.
Jeden raz pozwoliłem sobie na taki błąd.
Każda moja cząstka, pragnęła być przy niej , czuć jej obecność. Jej głos. Jej
słodki zapach. Jej krew. Śpiewała do mnie najsłodszą melodię, pełną namiętności
i pożądania. Nawet teraz siedząc na dachu szkoły słyszałem jej przyspieszony
oddech. Ciągle wyczuwalny strach wił się przy niej, nie chcąc opuścić serca.
Nie minęła chwila kiedy pośród blisko trzydziestu głosów, słyszałem tylko jej.
Reszta brzmiała tylko jak echo marnie nagranej kasety. Przeszywał mnie na
wskroś. Chwytała za dawno nie bijące serce, kuła w boleśnie miły sposób.
Bolało, cholernie przyjemnie bolało. Ścisnąłem w ręce delikatny łańcuszek ,
przesycony jej wonią.
- Moja słodka, gdzie się skrywasz, gdzie uciekasz w tę ponętna noc. Długo każesz mi czekać? - przysunąłem wisiorek bliżej spierzchniętych ust. - Chcę jednak powiedzieć ci jedno. Przede mną nie uciekniesz. I tak cię odnajdę. Utkwiłem spojrzenie w nagim, lśniącym księżycu, a migotliwe gwiazdy płynęły wolno, otaczając go srebrzysta aureolą.
- Nie uciekniesz...
- Moja słodka, gdzie się skrywasz, gdzie uciekasz w tę ponętna noc. Długo każesz mi czekać? - przysunąłem wisiorek bliżej spierzchniętych ust. - Chcę jednak powiedzieć ci jedno. Przede mną nie uciekniesz. I tak cię odnajdę. Utkwiłem spojrzenie w nagim, lśniącym księżycu, a migotliwe gwiazdy płynęły wolno, otaczając go srebrzysta aureolą.
- Nie uciekniesz...
Subskrybuj:
Posty (Atom)