poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wampirze oczy internatu cz.3


Niedziela, popołudnie.

- Twój organizm jest mocno osłabiony. Nie wiemy jeszcze z jakiej przyczyny zemdlałaś. Nic nie wskazuje na to byś miała anemię - taką odpowiedź dał mi lekarz. Nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę. Jak to "osłabiony"? Fakt, ostatnimi dniami dużo się wydarzyło, ale to chyba nie przez stres? Wszystko robiło się coraz bardziej skomplikowane. Jeszcze ten łańcuszek spoczywający na mojej szafce. Ten, który dostałam od swojej matki na piętnaste urodziny. Skąd on go miał? Nie mówcie mi, że wziął go wraz z moim telefonem... Miałam już dość tego wszystkiego. Muszę się komuś wyżalić, bo coś czuję, że sama sobie nie poradzę. Jak to wszystko się działo? Myślałam, że straciłam przytomność i ten mężczyzna był złudzeniem wytworzonym przez mój mózg. Tak wmawiałam sobie gdy nie mogłam usnąć, ale rano moje przekonania legły w gruzach, gdy po otwarciu szuflady zobaczyłam swój wisiorek. Robiło się to wszystko coraz bardziej podejrzane. Już się nie bałam jak za pierwszym razem. Teraz liczyło się tylko jedno. Dowiedzieć się całej prawdy albo zwariować na dobre.

Leżałam na plecach z zamkniętymi oczami, kiedy nagle moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi, w których stała zmartwiona Mery. Weszła powoli z obawą o mnie. Pewnie myślała, że ucięłam sobie drzemkę. Gdybym chociaż umiała zasnąć spokojnie..
- Przeszkadzam? - szepnęła.
- Nie musisz obchodzić się ze mną jak z jajkiem - spojrzałam na nią, a następnie przeszłam do pozycji siedzącej. - Tak właściwie to cieszę się, że przyszłaś. W samotności zapewne bym zwariowała.
- Miło to słyszeć. Przyniosłam coś dla ciebie - potrząsnęła reklamówką, której wcześniej nie zauważyłam.
- Co masz ?
- Coś co tygryski lubią najbardziej - wyciągnęła kilka batonów i dwa soki owocowe. Gdy to ujrzałam mój nastrój diametralnie się zmienił. Wzięłam do ręki snikersa. Po jego rozpakowaniu ugryzłam kawałek. Mała rzecz, a cieszy.
- Dzięki. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Dopiero na własnej skórze przekonałam się jakie jedzenie w szpitalach jest niedobre - mimowolnie się wzdrygnęłam na samą myśl o dzisiejszym śniadaniu.
 - Szkoda tylko, że rodzice nie mogą mnie odwiedzić - powiedziałam ze smutkiem. Niestety dzielą nas za duże kilometry. Chociaż i tak od samego rana byłam bombardowana telefonami od matki. Dobrze, że wczoraj wieczorem Mery mi pożyczyła swoją komórkę. Nie wiem co bym bez niej zrobiła i jak bym wytłumaczyła zniknięcie swojej. Moim kolejnym pocieszeniem była druga karta SIM, którą miałam schowaną w piórniku.
- Za dwa tygodnie jedziesz do domu. To niedługo, powinnaś wytrzymać - dodawała mi otuchy.
- O ile dożyję.
- Co masz na myśli? - była najwyraźniej zaniepokojona moimi słowami.
- Bo muszę ci coś po.... - urwałam w połowie zdania, ponieważ usłyszałam rozkazujący głos, który do mnie mówił - Nie możesz jej tego powiedzieć! - moje oczy się rozszerzyły. Jak to.. gdzie.. skąd? Spojrzałam dezorientowana na towarzyszkę i nie zauważyłam zmian w jej zachowaniu, a to znaczyłoby, że ona tego nie słyszała.
- Coś się stało? - wystraszyła się trochę. Chyba przez moje zamieszanie, które w jej oczach musiało wyglądać nie na miejscu.
- N-nic takiego - pokręciłam przecząco głową. Dlaczego akurat teraz musiałam go znowu usłyszeć? Jaki był zakres jego możliwości prześladowania mnie, jeżeli nie chce abym komuś to mówiła? Dobrze, nie powiem. Nigdy nie wiadomo co ten psychopata znowu może wymyślić. Ostrożności nigdy dość. Jednak wizja zmagania się samej z kłopotami była strasznie bolesna. Zero wsparcia i porady od drugiej osoby. Nie mam wyboru. Odkryję sama jego prawdziwą osobowość, a także poznam motywy, które nim kierują.
- To co chciałaś powiedzieć?
- Zgłosiłaś zaginięcie mojego telefonu? - powiedziałam wymijająco. Musiałam zmienić temat, a to była dobra okazja zapytania się o moją zgubę.
- Ach, o to ci chodziło. Pewnie, że to zrobiłam. Dyrektor nieźle się wkurzył. No przecież to taki porządny internat - zaśmiała się - Powiedział, że podejmie odpowiednie kroki aby go odnaleźć w najgorszym wypadku...
- Dobra nie kończ - zrobiłam gest ręką, by przestała. Nie chciałam słyszeć o tym, że nigdy już go nie odzyskam. To było nie do pomyślenia! Oburzyłam się lekko. Chociaż zachowanie mojej przyjaciółki było dość dziwne. Co miała na myśli mówiąc "o to ci chodziło"? Przyglądałam się jej podejrzliwym wzrokiem. Czy ja o czymś tu przypadkiem nie wiem? Nie, cofnij. Znajduje się w takim położeniu, że nic nie wiem. Minęło parę dni, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Chcę już żyć normalnie, a jeszcze pomyśleć, że niedawno uważałam swoje życie za rutynę, która jest mi narzucana przez innych i chciałam aby wreszcie coś się wydarzyło. Teraz za taki tok myślenia uderzyłabym głową o ścianę.
- Jak tam chcesz - wzruszyła ramionami. - Tak w ogóle to czemu zachowujesz się.. tak jakby... dziwnie? - to pytanie zbiło mnie z tropu.
- A-ale o co ci chodzi?
- Od dwóch dni jesteś myślami gdzie indziej.
- Eee.. no to.. przez ten telefon - czy ja nauczę się kiedyś kłamać?
- Nie martw się takimi drobnostkami. Ważniejsze jest twoje zdrowie i jak coś leży ci na sercu to śmiało mi o tym powiedz, a zrobię co w moich siłach.
- Okej - zapewniłam ją.

Rozmawiałyśmy jeszcze z godzinkę. Dowiedziałam się, że w internacie nieźle plotkują o mnie. Szczególnie Alice. Miss roku w najszybszym roznoszeniu i wymyślaniu informacji. Tej to musiało się nudzić. W końcu miała kolejną sensację. Ciekawe co będzie jak wrócę do szkoły. Będę musiała się uzbroić w cierpliwość i zainwestować w kilka ciętych ripost. Mery obiecała, że wszystkiego się dyskretnie dowie abym mogła później wiedzieć na czym stoję i przed czym, a raczej przed kim mam się bronić.  W takich momentach dziękowałam całemu światu, że przytrafiła mi się taka dobra przyjaciółka. Chociaż dzisiaj to ona też zachowywała się dziwnie. Niektórych jej odchyłów nie umiałam wyjaśnić. Może to ma związek z nowo przybyłym chłopakiem do szkoły. Może jej się podoba?

Po naszej długiej rozmowie dziewczyna spojrzała na zegarek i uśmiechnęła się w dwuznaczny sposób.
- To ja już będę się zbierać. Lekcje same się nie zrobią - stanęła i zaczęła zmierzać w stronę drzwi. Gdy się przy nich znalazła, odwróciła się - To cześć - rzuciła. Ostatnie co ujrzałam to znowu ten uśmiech, później oddalająca się sylwetkę, by na końcu w zupełności stracić ją z pola widzenia. W tym momencie miałam ochotę wyskoczyć przez okno. Niestety kraty mi to uniemożliwiały. Więc złapałam się rękami za głowę, a następnie poczochrałam swoje włosy by potem przejechać  dłońmi po całej długości twarzy. OSZALEJĘ! Za dużo przez mój mózg przebiegło informacji. Musze wszystko na spokojnie przemyśleć. Chciałabym już wrócić do tej szkoły niż tutaj leżeć. Wzięłam sok, a następnie upiłam łyk. W trakcie dalszego picia uświadomiłam coś sobie i o mało nie wyplułam całej cieczy znajdującej się w mojej buzi na podłogę. Że ja chcę do szkoły? Już mi się odechciało. Tam czeka mnie więcej przykrych niespodzianek. Tutaj bynajmniej mam spokój. W jakiś sposób, ale jest. Po odłożeniu kartonika od napoju przetarłam swoje ociężałe powieki. Widać do szczęścia potrzebny mi był jedynie sen. Ulokowałam się więc wygodnie na łóżku i przykryłam kołdrą, aż po sam czubek nosa. Po chwili odgłosy ludzi znajdujących się w szpitalu zaczęły być coraz cichsze. Zaczynałam odpływać, aż w końcu usnęłam.

Zapewne dobrze, że nie zauważyłam osoby stojącej na korytarzu, która przyglądała mi się przenikliwym wzrokiem z niecodziennym grymasem obrzydzenia na twarzy.

Wieczór

Obudziłam się z wielkim trudem, bo mój zamglony mózg odmawiał  współpracy. Przetarłam zaspane oczy. Jakby coś to miało pomóc.. Sięgnęłam jedną ręką po zegarek i z mrużonymi oczami spojrzałam na godzinę. Osiemnasta pięćdziesiąt. Wyśmienicie jeszcze dziesięć minut do kolacji. Dobrze, że nie zaspałam. Rozciągnęłam się i mlasnęłam. Nienawidzę tego momentu gdy jestem zaspana. W takim stanie mogę ponownie wybrać się do krainy snów, dlatego też podniosłam swoje ociężałe ciało i szybkim ruchem zeszłam z łóżka, przy okazji potykając się. Schyliłam się po kapcie, które były gdzieś pod łóżkiem. Po odnalezieniu ich, nadal wyglądając jak zombie, udałam się na stołówkę. Pomieszczenie nie wzbudzało żadnych emocji. Zwykła biała tapeta przyklejona na ścianę z poodklejanymi  naklejkami  z Kubusiem Puchatkiem. Gdzieniegdzie stały kwiatki. Nic szczególnego. Stoły, krzesła i masa ludzi wokół. Podeszłam do jednego z okienek i odebrałam swój talerz, na którym znajdowały się gotowe kanapki.
- Fuj, szynka! - wymsknęło mi się na głos.
- Raczej powinno się jeść to co dają - usłyszałam za sobą damski głos. Obróciłam się i dostrzegłam pielęgniarkę, która przyglądała mi się jakbym na czole miała napisane "zwróć mi uwagę". Wredna baba. Nie będę spożywać wszystkiego co mi dają.
- No nie wiem - w moim głosie dało usłyszeć się ironie.
- Taka młoda, a już ma kompleksy - zaśmiała się kobieta w uroczych blond włosach. Ładny odcień to one mają, ale chyba nic poza tym. Taa.. Raczej oddziaływają na jej fale mózgowe, które wołają "jestem głupią blondynką".
- Co proszę? - kolejna osoba, która zaczyna działać mi na nerwy. Czy jej praca na tym polega? Zdecydowanie nie.
- Głucha nie jesteś - na jej twarzy zakwitł fałszywy uśmieszek - Lepiej coś zjedz, bo do rana jest dużo czasu - mrugnęła do mnie, a zaraz potem wyszła jak gdyby nigdy nic się nie stało. W mojej głowa zapaliła się czerwona lampka. Musze uważać na tego człowieka.  Po zjedzeniu swojej porcji poszłam do swojego pokoju. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Grałam na telefonie, rysowałam w zeszycie, obserwowałam przez okno otoczenie na zewnątrz. Nuda...

Właśnie zaczęła się cisza nocna. Ja nadal niespokojna, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Próbowałam zasnąć, ale po wielu próbach  mój plan się nie powiódł, ponieważ od dobrych kilku godzin leżałam z oczami otwartymi, skierowanymi do góry. Sufit w tym momencie wydawał mi się bardziej interesujący niż wszystko inne. Chyba było błędem pójście spać w dzień. Teraz mam z tym nie lada kłopot. Po bezsensownym tkwieniu w jednej pozycji przewróciłam się na bok.  Zerknęłam na zegarek.
- Już pierwsza w nocy - westchnęłam.

W tej chwili Esnne nawet by nie przyszło do głowy, że jej przyjaciółka po kryjomu wymknęła się z internatu, aby podążyć na miejsce spotkania.

_____
Jest i 3 rozdział. Za bardzo to on mi się nie podoba, ale zresztą oceńcie sami.
Kolejny pojawi się w poniedziałek jak nie zabraknie nam weny.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Wampirze oczy internatu cz.2


Sobota, rano.

Następnego ranka byłam mocno niewyspana. Prawie całą noc spędziłam na myśleniu o tym co się mi przydarzyło. Bynajmniej naukowo nie da się tego wyjaśnić. Zjawisko paranormalne? Sama nie wiem... I ten zimny głos mówiący do mnie. Gdy o tym myślałam zaczynałam się panicznie bać. To by wyjaśniało dlaczego leżę teraz w łóżku swojej przyjaciółki, a nie swoim. Biedna.. Przeze mnie wierciła się całą noc, a na dodatek musiała wcześniej wstać, by załatwić  swoje prywatne sprawy. Muszę jej to jakoś wynagrodzić. Wyrzuciwszy z pamięci złe wspomnienia podniosłam się z łóżka i wykonałam rutynowe czynności. Gdy byłam już w pełni przygotowana do wyjścia, zauważyłam kolejny niepokojący sygnał. Nigdzie nie było mojego telefonu! - Jak to Możliwe? - spytałam sama siebie na głos. Nie mogłam uwierzyć, że najcenniejsza rzecz w moim życiu przepadła. Powinnam to zgłosić, czy może najpierw na spokojnie poszukać? Nie umiałam racjonalnie myśleć. Jeżeli ktoś przeczyta te smsy to będzie po mnie. Nie chciałam aby ktoś to zobaczył. To moja prywatność. Wściekła zaczęłam przeszukiwać pokój. Po 15 minutach poszukiwań poddałam się i opadłam bezsilna na łóżko. Jeżeli go tu nie ma to może oznaczać jedno. Osoba, która wczoraj tutaj była musiała go zabrać. Zalała mnie fala smutku. Podniosłam się i zrezygnowana wyszłam w poszukiwaniu przyjaciółki.
Pierwszym miejscem, które chciałam odwiedzić miał być pokój opiekunów. Szłam powoli przez długi korytarz. Gdy nagle zaczepiła mnie „koleżanka”, której z całego serca nie lubiłam, przez jej wredny charakter.
- To czego chcesz Alice? - nie miałam ochoty na żadne dyskusje z tym człowiekiem.
- No nie bądź taka sztywna - udała wielka obrażoną i spojrzała na mnie ciekawskim spojrzeniem. To nie wróżyło nic dobrego.
- Może mi jeszcze powiesz, że nic nie wiesz o tym nowym?
- Że kim? - spojrzałam na nią w osłupieniu. Czy ja kiedykolwiek zrozumiem o co jej chodzi?
- Podobno mieszka w tym samym mieście co ty. Jest taki śliczny - teatralnie przewróciła oczami - Oj nie bądź taka tajemnicza. Zdradź kilka szczegółów.
- Chciałabyś - prychnęłam, a następnie olałam ją doszczętnie i najzwyczajniej w świecie odwróciłam się do niej plecami i poszłam schodami w dół. Za sobą usłyszałam tylko ironiczny śmiech.

Jakiś nowy? Co miałby mnie on w tym momencie obchodzić? Dla mnie liczy się jedno. Odnaleźć Mery i powiedzieć jej o zaistniałej sytuacji. Poza tym dlaczego ta wredna jędza myślała, że coś o nim wiem? To, że mieszka w tym samym mieście nie znaczy, że mam wiedzieć jakiego koloru nosi bieliznę.

Pokręciłam głową i zapukałam do drzwi, które od razu otworzyłam. W pomieszczeniu znajdowały się trzy nieznajome dla mnie osoby. Poważny mężczyzna z okularami na nosie. Na pierwszy rzut oka wyglądał na jakiegoś biznesmena. Ubrany był w garnitur. Jaki ważniak, osądziłam go w myślach. Obok niego stała kobieta. Tapety to mogłaby mniej nałożyć, a ten ubiór? Za krótka ta mini. Krytyka wytwarzana w mojej głowie zastała przerwana gdy moją uwagę przykuł siedzący przy stoliku chłopak. Ha! A więc to o nim mówiła. Rzeczywiście urody mu nie brakowało. Krótkie, kręcone, ciemne włosy, które okalały jego twarz. Oczy w kolorze brązowym i ten uśmiech jaki zawitał na jego twarzy. Nie, stop! Nie myśl o nim tak. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem, przez co mogłam wydać się jakaś psychicznie chora. Szczerze? Nie obchodziła mnie opinia tych rodziców i ich syna.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie, na co wszyscy odpowiedzieli mi chórem.
- O jak dobrze, że cię widzę Esnne - opiekunka przeszła od razu do rzeczy - Twoja przyjaciółka kazała ci przekazać, że chce się z tobą spotkać w parku. Masz do niej przedzwonić.

Gdy usłyszałam ostatnie słowa myślałam, że wybuchnę jak ten wulkan. Dobry żart.
- Ok - odpowiedziałam krótko i wyszłam. Ostatnie co uchwyciłam kątem oka to był chytry uśmiech tego nastolatka.

Dobra, nie mam jak zadzwonić. Może jakoś ją znajdę. Żeby chociaż mi szczęście dopisało raz w tym dniu.

Szłam już dobre pół godziny. W parku jej nie było, więc gdzie mogła być ? Jednak pech mnie nie opuszcza. Rozglądałam się na boki. Może tam? Przeszłam obok sklepu z bielizną i udałam się do małej restauracyjki. Zawsze twierdziłam, że tu podają najlepsze pizze. Zajrzałam przez okno do środka i ujrzałam Mery, która właśnie się zajadała hamburgerem. Jak zwykle musiała przy okazji się ubrudzić. Z wyglądu przypominała dorosłą kobietę. Włosy ciemne jak ziemia, które sięgały do ramion. Ubierała się dość schludnie. Swoim gustem powaliłby nie jednego stylistę. Jej imię należące zarówno do królowych jak i żebraków, dość pospolite. Jednak jej wygląd i zachowanie do typowych nie należało. Mimo słowiańskiego pochodzenia wyglądała mi na Arabkę, gdyby nie jej niebieskie oczy. Według teorii Mery prawdziwi Arabowie mają ciemne patrzałki. Jej charakter można opisać jednym zdaniem: chodząca kula pozytywnej energii. Jeszcze chwilę się jej przyglądałam po czym na mojej twarzy zakwitł uśmiech, a następnie weszłam do środka. To chyba jedyny moment w tym dniu kiedy coś idzie po mojej myśli.
- Zgłodniało się? - zaszłam ja od tyłu, aż podskoczyła.
- Nie strasz mnie tak! Jeszcze się udławię - spiorunowała mnie wzrokiem.
- Sorki - usiadłam naprzeciwko niej - W ogóle to nie mogłam do ciebie zadzwonić, bo... jakby to powiedzieć.. zniknął mój telefon... Dobrze, że chociaż cię znalazłam.
- Jak to zniknął?! - swoim krzyknięciem zwróciła uwagę wszystkich ludzi siedzących wokół.
- Ale spokojnie, spokojnie.. - próbowałam ukryć swoją wściekłość - Przeszukałam cały pokój i nigdzie go nie zalazłam. Myślisz, że powinnam to zgłosić? - spytałam, chociaż znałam jej odpowiedź. Nawet gdybym nie chciała zmusiłaby mnie aby to zameldować.
- Oczywiście, że tak! Jak wrócimy to od razu pójdziemy to zrobić.
- Okej - westchnęłam. Czekał mnie długi dzień.

- Właśnie bym zapomniałam. Ty chciałaś się ze mną spotkać w parku, ale po co ? To ja bardziej pragnęłam spotkania - zdziwiłam się.
- Pomyślałam, żeby dzisiaj się jakoś rozerwać - wzięła ostatni kęs bułki do buzi.
- Pomyślałam tak samo - czy coś jeszcze mnie dzisiaj zadziwi? - Co proponujesz?
- Pójście do kina, na spacer do parku i inne takie... - ucieszyłam się słysząc to.
- Więc na co czekamy? - pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy w drogę. Ten dzień trzeba jakoś urozmaicić.

Wymknięcie się z internatu to najmniejsza przeszkoda na jaką mógłbym natrafić. Ominięcie tabunu uczniów było drobnostką, zwłaszcza kiedy używało się dachów i drzew jak zwykłego chodnika. Ostry zapach jej perfum zwiódł mnie w samo centrum pobliskiego miasta, gdzie przystanąwszy na jednym z wysokich budynków mogłem ją obserwować niezauważony. Panorama miasta prezentowała się dziś wyjątkowo olśniewająco, ze słońcem odbijającym się w każdym z okien. Na ulicach panował ruch, charakterystyczny dla tej pory dnia. Ludzie spieszyli się - zawsze to robią. Jest to jedna z ich cech, której nie tłumaczy nawet zbyt krótkie życie. Czy nie lepiej kosztować każdą chwilę, by móc potem lepiej ją wspominać? Widać nie. Przyglądając się tak tym maleńkim istotą, pełzającym jak robaki kilkaset metrów pode mną, zdałem sobie sprawę jak krucha istotą jest Esnne. Ta myśl spłynęła na mnie chyba przez zupełny przypadek, nagle i nieoczekiwanie, jednak było w niej tyle słuszności, że zignorowanie jej byłoby błędem. Jest przecież człowiekiem. Odruchowo sięgnąłem do kieszeni spodni. Był tam. Wyciągnąłem wisiorek, zaiskrzył rozkosznie w świetle słońca. Ten niewielki błękitny brylancik był zupełnie jak oczy mojej wybranki. Na pozór chłodny, ale wystarczy odrobina słonecznego światła by zabłysnął wszystkimi barwami tęczy. Uśmiechając się do swoich myśli pochwyciłem jej głos. Śmiał się z czegoś raptem ulice dalej. Nie zdążywszy mrugnąć choćby okiem stałem już na drugiej krawędzi budynku patrząc w dół bez żadnego lęku. Była z przyjaciółką. Siedziały przy stoliku w niedużej restauracji. Przysiadłem z powrotem na krawędzi spuszczając swobodnie nogi. Nie wiem jak śmiertelnicy mogą bać się wysokości, dla mnie ona jest... fascynująca. Oni chyba zbyt często mylą strach z atrakcyjnością niektórych przedsięwzięć. Nie minęła długa chwila, a one niestrudzenie wstały i ruszyły przed siebie w głąb miasta. Ruszyłem za nimi, jeszcze sobie coś zrobią, znając współczesne nastolatki. Szły niespiesznie, raz po raz wchodząc do jakiegoś sklepu by zaraz z niego wyjść, bądź zatrzymywały się przy witrynie jakiegoś budynku by go skomentować. Przez prawie resztę dnia nic się nie działo. Widać Esnne i bodajże Mery, miały spędzić wspólnie dzień na...niczym. Bolał mnie trochę fakt, że nie wie kim jestem, ale to tylko kwestia czasu. Potem... potem będzie już tylko moja. Znowu zapragnąłem ją mieć przy sobie. Jednak ostatnim razem była kompletnie przerażona. Widząc jak jestem po za nawiasem jej życia, pragnąłem jej krwi jeszcze bardziej. Jej ciepłej skóry, miękkich włosów. Wszytko to mnie do niej ciągnęło. Trochę jak lep na muchy...choć o wiele lepszym porównaniem byłyby tutaj pszczoły i miód. Im dłużej tak na nią patrzyłem tym bardziej wzbierała we mnie żądza. Potęgował to jej wisiorek, mała niewielka jej cząstka, która miała mi ją zastępować. Wiedziony głębokim uczuciem pożądania, poszedłem za nią. Szła jakby nigdy nic raptem parę metrów ode mnie.
Niespodziewanie stanąłem. Wyciągnąłem naszyjnik. On mi nie pomaga , a wprowadzał nieprzewidziany zamęt. Chciałem po prostu wsunąć go w jej kieszeń, zniknąłbym zanim zdążyłaby się obrócić. Kiedy podszedłem, cała historia się powtórzyła.

Szłyśmy wąska uliczką. Niestety byłyśmy na nią skazane, by nie spóźnić się do internatu. Dostałybyśmy zapewne jakaś kare. Nie chciałyśmy. Dlatego też Mery przyspieszyła tempo.
- Ja naprawdę staram się szybko iść, ale proszę zwolnijmy - wyjęczałam i przystanęłam. W tym momencie nie zdawałam sobie sprawy, że to był mój błąd. Przed moimi oczami ukazał się rozmyty obraz mojej przyjaciółki. Widziałam jej ruch ust, ale słowa do mnie już nie dotarły. Wokół mnie zapanowała ciemność. - O nie - pomyślałam spanikowana. Znowu ta przerażająca ciemność, która wprowadzała w stan obłąkania. Zaczęłam rozglądać się na boki. Jeszcze raz nasuwało mi się to samo pytanie co zeszłej nocy.  Gdzie ja jestem? To jakieś Deja vu? Chaos ogarniał mnie od wewnątrz. Obróciłam się o 180 stopni.
- Szukasz czegoś?- wzdrygnęłam się słysząc znajomy głos. W tym momencie zapragnęłam aby się to wszystko skończyło. Ten koszmar. Wyczuwałam to. On był coraz bliżej! - Kim jesteś? - krzyknęłam będąc cała sfrustrowana. W odpowiedzi usłyszałam jedynie drwiący śmiech. Po chwili pochwyciłam jeszcze jeden dźwięk, którego na początku nie rozpoznałam, ale w mgnieniu oka zorientowałam się, że pod moje nogi został rzucony łańcuszek. Delikatnie go podniosłam i obróciłam w rękach. Wydawał się znajomy. Podejrzanie znajomy i wtedy to nastąpiło. Obudziłam się i łapczywie nabrałam powietrza do płuc. Oślepiło mnie światło, które było na mnie rzucane przez jakiś pojazd. Byłam zdezorientowana tą całą sytuacją. Leżałam na czymś miękkim, kilka osób kręciło się obok mnie. Po ich stroju mogłam stwierdzić jedno. Przyjechało do mnie pogotowie. Dotarła do mnie kolejna informacja. Leżałam na noszach, na których zostałam wniesiona do karetki. Co tu się do cholery działo? Gwałtownie się podniosłam i chciałam wstać, ale zostałam powstrzymana.
- Pojedziesz z nami - usłyszałam od jednego z mężczyzn. Dopiero teraz doszedł do mnie szloch mojej przyjaciółki.
 - C-co się tutaj stało? - ledwo wyjąkałam te słowa. Byłam przerażona niewiedzą. 

___
Druga notka za nami.
3 rozdział jeszcze nie wiem kiedy się pojawi. 
Za tydzień ? Może dłużej ? Zależy od weny. ^^

środa, 16 stycznia 2013

Wampirze oczy internatu cz.1


Na początek.
Blog prowadzą dwie osoby.
Esnne i Noemi
Jest to nasz pierwszy taki blog. Więc proszę o wyrozumiałość.
Miałabym jeszcze jedną prośbę. Piszcie co wam się nie podoba i uzasadnijcie dlaczego. Wasze uwagi przydadzą się przy pisaniu. :) 
Miłego czytania. :)

_____________

Jestem zwykłą licealistką, która mieszka w internacie. Osobą otwartą na ludzi. Czasem agresywną, ale chyba każdy człowiek tak ma, gdy zdenerwuje się go do granic możliwości, ale do rzeczy.
Wszystko wydarzyło się tamtej nocy. Była ona dla mnie koszmarem, jakiego nie chciałam już zaznać.

Piątek, wieczór.
- Jestem spóźniona - skarciłam się w duchu i pobiegłam do swojego pokoju, w którym zostawiłam śpiewnik. Wbiegłam do sypialni, zatrzasnęłam za sobą drzwi i automatyczne chciałam zapalić światło. Tylko coś tu nie grało.. Dlaczego w tym pomieszczeniu nie ma przełącznika? Nagle moje serce zaczęło szybko bić. Bałam się. Czyżbym pomyliłam pomieszczenia? Dla pewności przejechałam ręką po drugiej stronie ściany i zauważyłam coś dziwnego. Nie było klamki od drzwi! Jak to możliwe? Zaczęłam panikować. Moje serce biło coraz szybciej.  Postanowiłam poszukać jakiegoś źródła światła. Ta ciemność wprowadzała mnie w obłęd i wtedy zobaczyłam to, czego potem żałowałam, a mianowicie świecące w mroku oczy. Były skierowane na mnie. To nie mogła być prawda. Ja śnię! Dla pewności mrugnęłam, a w pokoju nie było już tych przerażających oczu. A jednak, pomyślałam i dodałam sobie otuchy sądząc, że to tylko złudzenie. Bynajmniej tak mi się zdawało, bo zaraz potem poczułam czyjś oddech na swojej szyi. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Myślałam, że zaraz wyskoczy. Stałam cała sparaliżowana. Słowa, które potem usłyszałam były przesiąknięte irytacją. - Może się zabawimy? - szepnął mi do ucha męski głos. Zdecydowałam się! Odwróciłam szybko głowę i spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Przed moimi oczyma znajdowały się drzwi, a całe pomieszczenie było rozświetlone. Rozejrzałam się w panice i stwierdziłam jedno. Byłam w swoim pokoju. Bez zastanowienia wzięłam śpiewnik, który leżał na stoliku przy oknie i wybiegłam jak najszybciej na korytarz, a następnie skierowałam się w stronę dużej świetlicy.
Znowu spóźniłam się na chór. Postanowiłam nie myśleć o tym zdarzeniu. W pośpiechu zajęłam swoje miejsce i zaczęłam wydobywać z siebie dźwięki, które prawdopodobnie miały być śpiewem.

Jeden raz pozwoliłem sobie na taki błąd. Każda moja cząstka, pragnęła być przy niej , czuć jej obecność. Jej głos. Jej słodki zapach. Jej krew. Śpiewała do mnie najsłodszą melodię, pełną namiętności i pożądania. Nawet teraz siedząc na dachu szkoły słyszałem jej przyspieszony oddech. Ciągle wyczuwalny strach wił się przy niej, nie chcąc opuścić serca. Nie minęła chwila kiedy pośród blisko trzydziestu głosów, słyszałem tylko jej. Reszta brzmiała tylko jak echo marnie nagranej kasety. Przeszywał mnie na wskroś. Chwytała za dawno nie bijące serce, kuła w boleśnie miły sposób. Bolało, cholernie przyjemnie bolało. Ścisnąłem w ręce delikatny łańcuszek , przesycony jej wonią.
- Moja słodka, gdzie się skrywasz, gdzie uciekasz w tę ponętna noc. Długo każesz mi czekać? - przysunąłem wisiorek bliżej spierzchniętych ust. - Chcę jednak powiedzieć ci jedno. Przede mną nie uciekniesz. I tak cię odnajdę. Utkwiłem spojrzenie w nagim, lśniącym księżycu, a migotliwe gwiazdy płynęły wolno, otaczając go srebrzysta aureolą.
- Nie uciekniesz...